MAJ 2024

 

 

Cześć Kochani. Jest już koniec maja należy się więc kilka słów.

Moana świetnie się czuje w nowej szkole, pierwszy raz jest w państwowej, a nie w prywatnej, to i towarzystwo jest mniej snobistyczne, a że uczy się świetnie i z przyjemnością stała się od razu maskotką nauczycieli. Co więcej i uczniów. Uczynna i zawsze pomocna innym została wybrana na reprezentantkę uczniów na radzie pedagogicznej. Nawet francuski jej pomógł - pojawili się w szkole imigranci z kiedyś francuskiej centralnej Afryki niemówiący po hiszpańsku, więc Moana robiła ciągle za tłumacza.

W poprzednią sobotę było uroczyste zakończenie gimnazjum i liceum, z dyplomami oraz krótkim spektaklem. W podziemnej sali w środku basenów Martianes w Puerto de la Cruz zjawiło się 1000 osób i my oczywiście z jej przyjaciółmi spoza szkoły Moany. Na początek był teatralny dialog syna z matką (Moana): matka namawiała syna aby przestał czytać książki, łazić tępo do biblioteki i myśleć bez sensu o studiach, tylko żeby był normalny i snuł się z kolegami, a resztę czasu spędzał na Tiktoku i Tinderze. Był to prawdziwy popis zdolności aktorskich Moany, na co wskazywała śmiejąca się ciągle publika.


AKTORZY SIĘ

Były też przemówienia i takie tam, ale generalnie o dziwo było wzruszająco i ciekawie. Po wszystkim poszedłem podziękować dyrektorce za pomoc przy wpisaniu Moany do szkoły we wrześniu, a to ona podziękowała mi za takiego ucznia i za taką aktorkę. W piątkę wróciliśmy do naszego miasteczka i w znanej nam knajpce (ocena 4,9/5!) zasiedliśmy na cud pizze aby dopełnić wieczoru.


ŚWIĘTO MOANY

Był to też wieczór, kiedy najlepsza przyjaciółka Moany, Jimena, dowiedziała się, że leci z Moaną i Beatą do Polski na dwa tygodnie, do naszego wiejskiego domu i kilku innych miejsc.

Było co świętować, zwłaszcza, że zapanował już wewnętrzny spokój po bałaganie związanym z wyjazdem Moany do USA. No nie może być normalnie.

Otóż dostaliśmy informację, że Moana została przydzielona do rodziny, wpisana do szkoły i że jest wspaniale. Radość była wielka, dużo googlowania aby zobaczyć co, gdzie i jak. Szkoła była piękna, morze niedaleko, wszystko kilkadziesiąt kilometrów od Houston. Super!

Nawiązaliśmy relacje z rodziną i wyszły same dziwy. Matka jest w zaawansowanej ciąży, dodatkowo jest jeszcze trójka dzieci, szczęśliwie dziewczynka młodsza o rok od Moany, a chłopak o rok starszy. Natomiast, o zgrozo, okazało się, że w związku z pracą głowy rodziny przeprowadzają się w okolice Seattle, o czym jeszcze operator wyjazdu nic nie wiedział. Więc trzeba przed pierwszym czerwca znaleźć dom, nową szkołę dla wszystkich, a na dodatek, w związku z porodem chcą aby Moana przyleciała wcześniej, już 1-go sierpnia aby uczestniczyć z całą rodziną w wydarzeniu. Istny cyrk.

Dziś już wszystko jest jasne, dom jest wynajęty, szkoła załatwiona i w tym tygodniu wszyscy się przeprowadzają.

    

W międzyczasie, w marcu, było święto Beaty. Starucha skończyła 50 lat! Cóż gwarancja się skończyła i podobnie jak nasze Subaru, trzeba będzie wymienić na jakiś nowszy model. :)


STARUCHA. ALE MOJA!

Rocznica półwiecza to ważne święto więc już od dawna kombinowałem niespodziankę. Nie było to łatwe, dzień urodzin przypadł w Wielki Tydzień, co tu jest czasem wolnym i wszyscy świętują zamiast pracować.

W tajemnicy, używając mojego konta zawodowego, wynająłem pół roku wcześniej całe schronisko górskie. Potem przerzuciłem ciężar na naszych przyjaciół, Jaśka i Ewę, którzy załatwiali public relation ze wszystkimi zaproszonymi. Mimo wyraźnych rozporządzeń oczywiście znalazła się taka jedna, która zadzwoniła do mnie w porze kolacji aby omówić ich nie przyjazd! Durnota jedna.

Na pytania Beaty i Moany o urodziny odpowiedziałem, że to temat tabu i proszę do niego nie wracać. Kto tu rządzi?!

Niespodzianka była dwufazowa. Pierwsza kilka dni przed urodzinami. Wychodzi Beata z basenu, wchodzi do salonu, a tu na kanapie siedzi jej siostra Ela. Beata złapała przysłowiową rybkę i prawdziwy opad szczeny. Radości nie było końca. Ze względu na święta, Ela musiała przylecieć wcześniej, a siedzenie schowana kilka dni nie miało sensu.

W dniu urodzin tabu obowiązywało do godziny 17h00, o której Beata miała czekać gotowa w samochodzie z zasłoniętymi oczami. W międzyczasie wszystkie niezbędne rzeczy, kosmetyki, ubrania, górskie buty zostały zapakowane. Ruszyliśmy w szóstkę, nasza trójka, Ela i Agnieszka, której pobyt u nas był od dawna zaplanowany. No i Duda w bagażniku oczywiście. Zgaduj zgadula Beaty trwała całą godzinną drogę, i mimo, że dwa razy objechałem rondo do pewnego momentu wiedziała w jakim kierunku jedziemy. Potem się pogubiła, a choć kręta górska droga mogła na coś wskazywać, to komentarze Eli o pięknych palmach zupełnie Beatę wyprowadziły w pole.

Z auta wyszliśmy tuż przed drzwiami do schroniska, i prowadząc Beatę za ręce w zupełnie cichej sali głównej zdjęliśmy opaskę. Tłumek ryknął sto lat!


STO LAT

Ja wiem, że to takie standardowe, ale jakie przyjemne! Pojawili się prawie wszyscy najbliżsi Beaty sercu ludzie, było nas 23 osoby. Największą niespodzianką była obecność syna Beaty, Bartka, który wraz z Olgą ukrywał się w domu Artura, który też celowo przyleciał z Agatą. Tadeusz z Moniką pojawili się ze swoimi super bliźniakami. Reszta albo tu była, albo miała być i tylko dostosowała daty. Beata na pytanie czy wie gdzie jest wskazała na napis na tarasie i powiedziała, że zawsze chciała tu spędzić noc. Chcesz - masz, dziękujemy Daruniu.

Po wycałowaniu wszystkich były życzenia, prezenty i kupa radości. Długi zastawiony stół był gotowy, zasiedliśmy do kolacji, która trwała do 2h00. Były przemówienia, tort i świeczki, rozmowy i tańce, był też recital Moany. Mieliśmy cały budynek dla siebie, wszyscy przyjechali wcześniej, zajęli pokoje, a jedyny podwójny z łazienką zostawili nam. Nie skorzystaliśmy z niego za wiele, na noc wraz z materacem i Dudą wylądowaliśmy w sali konferencyjnej w piwnicy - w budynku idiotycznie był zakaz wprowadzania zwierząt. Duda cały wieczór zachowywała się wzorowo, o 23h00 personel kuchenny wyjechał i zostaliśmy sami, pojawił się jednak ochroniarz i wybłagał, abyśmy nie brali psa do pokoju bo to widać na kamerze i straci pracę.


IMPRA NA WYSOKOŚCI

Rano było wspólne śniadanie i widok nad widoki. Wszyscy byli zadowoleni, zwłaszcza, że nie był to koniec wydarzeń. Ruszyliśmy samochodami do Benijo na wspaniałą górską wycieczkę dającą prócz wybitnych pejzaży możliwość indywidualnych rozmów.


POURODZINOWE CHODZENIE

Po wycieczce i piwie zaspokajającym pragnienie w ograniczonym do 11 osób składzie zasiedliśmy na późny lunch w knajpce, którą zarezerwowano w tym celu, a osobna sala bardzo nas ucieszyła. Jedzenie było wyśmienite. Tak zakończyły się dwudniowe urodziny, potem Ela i Agnieszka wyjechały, Bartek z Olgą wprowadzili się do nas, tak więc Beatka mogła się nacieszyć obecnością syna. Brawo ja!

 

W październiku zamówiliśmy nowy samochód, Forda Tourneo Custom plug-in. Ze wszystkim co może mieć auto, a co tam! Ma być dostarczony na początku czerwca. Przy zakupie zrobiono tyle zniżek, że ten sam w Polsce kosztuje dwa razy tyle. A to zniżka ekologiczna, no bo niby elektryczny (hmm, z silnikiem benzyna 2,5 litra), a to dodatkowa, że na wyspach, a to promocja od Forda bo nowy i w przedsprzedaży, a to VAT zero, no bo niby elektryczny. Dla nas bomba, z zadowoleniem patrzyliśmy na spadającą w zawrotnym tempie cenę. Na koniec odjęto nam jeszcze 700€ za ostatni rząd siedzeń, którego nie chcieliśmy (po co nam auto dla 8 osób?). Miesiąc temu zadzwoniła pani z salonu i przeprosiła, że to jednak kłopot bez tych siedzeń ze względu na rejestrację, więc jednak będą, ale bez dopłaty. Jak pech to pech...

Wybraliśmy ten model, bo hybryda ładowana w kontakcie nas interesuje. Nasze panele dają w większości roku zbyt dużo prądu. Co z tego, że przejedziemy elektrycznie tylko 40 km (mówią, że 50, ale ja w boga nie wierzę), do szkoły Moany mamy 15km, do lasu 8km, do stolicy 20km. Na lotnisko południowe już prawie nikt nie jeździ, są autobusy. A na północne mamy 12 km. Tak więc na co dzień elektryka, a w trasie benzyna. Będziemy też mieli oryginalną przetwornicę dającą 2,3 kW (!) energii, tak więc i kuchenka indukcyjna będzie hulała i airfryer, a i ogrzewanie jeśli będzie potrzebne.   

Robię więc meble do tego naszego przyszłego vana. Będą w pięciu połączonych kawałkach. Dwa największe już zrobiłem, kuchenny z szufladami i tablicą elektryczną, drugi na rzeczy osobiste ze zbiornikami. Robię taki wypasiony system, dwa zbiorniki po 30 litrów, w każdym pływak, a na tablicy wskaźniki poziomu, pierwszy jako zapas wody z pompą do napełnienia drugiego, drugi z pompą do prysznica i grzałką do akwarium. Zawsze będzie można stanąć w lesie i się umyć. Wszystko jest gotowe i działa!


TWÓRCZOŚĆ MEBLARSKA

Z tym myciem to nie bujda. Jest coraz więcej miejsc gdzie można stanąć na noc. Pomijam, że za darmo i często są dobrze położone, są jednak tylko dla camperów, nie ma na nich ani wody, ani toalet, ani prądu, ot parking. Toaletę mamy, buzię umyjemy, a potem jadąc przez pola i lasy można będzie stanąć i się porządnie umyć. Umożliwi to nam też stanie na dziko w naturze, 3 dni maksymalnie. Prądu nam nigdy nie zabraknie, mamy dwa dodatkowe akumulatory, a i główny można ładować silnikiem spalinowym w czasie jazdy, ze słupka, czy w czasie postoju. Będzie to wtedy taki drogi agregat.

Na razie ja jestem przywiązany jak chłop do ziemi psem (a mówiłem nie kupować), moimi pracami przy vanie i zadaszeniem nad nim. Mam już projekt, o realizację się nie boję, zawsze na miejscu jest Piotr, który też wszystko potrafi i rękę poda. Okazało się, że można tu kupić belki z klejonego drewna o długości 12 metrów (!), rozwiązało to wszystkie moje problemy techniczne.

Tak więc, Beata z Moaną lecą najpierw do Madrytu na musical, a tak naprawdę znów po wizę USA, potem na dwa tygodnie do Polski. Potem już wspólnie płyniemy promem 18 lipca na kontynent, aby wysłać Moanę do Seattle. Zrezygnowaliśmy z podróży Irlandia-Szkocja, bez Moany nie chcemy i odkładamy ją na przyszły rok. Sami popłyniemy z Barcelony pod Rzym, zwiedzimy nowe odkrycia w Pompejach, i przepłyniemy z Brindisi do Albanii. Potem się zobaczy, tam zawsze w okolicy wisi wojna.

Wygląda, że to wszystko, zamieścimy jeszcze zdjęcia skończonego vana, a na razie życzymy wszystkim udanych wakacji i dozo.   

Komentarze

  1. CZekamy z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele lat temu ten blog ujął mnie pysznymi opisami technikalii, modyfikacji i napraw łódki.
    (Pochłaniając je bezwiednie wciągnąłem się w Wasze przygody.)
    Mam nadzieję, że przy okazji adaptacji vana takie teksty znowu zagoszczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z miłą chęcią coś tam skrobnę jak już van się pojawi i zacznę go dostosowywać do podróży. Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz