SZTUKA W VI AKTACH



Kwiecień 2020

Jest szansa, że świrus i mnie dopadnie. Piszę więc szybko dla mojej córki historię mojego życia. Może ją opublikuję. Na razie, aby was zabawić, dalej sztuka z urodzin Beaty.
Sztukę na tym poście załączam od początku z powtórzonym wprowadzeniem.

WPROWADZENIE
Dzięki Świrusowi uwierzyłem w boga. A co za tym idzie w diabła, no bo jeden bez drugiego żyć nie może, choćby chciał. To takie papużki nierozłączki. W zasadzie powinienem napisać boga z dużej litery, bo to nazwa własna. Ale czyja? Ja nie wiem, o którego boga chodzi, każdy, czy chrześcijanin, czy muzułmanin, czy, za przeproszeniem, żyd (z małej), mówi że to jego jest jedyny i prawdziwy. I w jego imię naparza się z innymi. Głupi ludzie, zamiast złożyć w biurze patentowym odpowiednie certyfikaty i już by mieli tego jedynego, no bo kto pierwszy ten lepszy. Pisałbym wtedy Bóg® i każdy by wiedział o jakiego chodzi. Skąd moja nagła wiara? Otóż:

"O upadku naszej cywilizacji na podstawie historii współczesnej Francji" 
Autor: Ja
Osoby: Macron (zwany Big Mac lub Mac)*, Bóg® (ten nasz, zastrzeżony), Lucyfer (zwany Lucy albo Lucek, w zależności od tłumacza)
* w miejsce Macrona czytelnik może wstawić swojego politycznego ulubieńca, rządzącego w kraju czytelnika
Forma Bogu® pochodzi od mojej córki Moany. Po polsku mówi świetnie, bez akcentu, jedynie czasami nie radzi sobie z odmianą np. zamiast bóg - o boże!, ona mówi "bóg -  o bogu!", lub o bogusiu!  

Akt I

W Paryżu w Pałacu Elysee, rezydencji prezydenta Francji

Siedzi Macron na tronie
i mimo, że ma łeb w koronie
rękami twarz zakrywa obiema
przyszłości przed nim nie ma

(no nie, nie będzie to wierszem zbyt skomplikowane)

Mac: Bogu® pomóż mi. Co ja takiego zrobiłem, że to na mnie wszystko spada? Przecież to nie moja wina, że nie ma pieniędzy w kasie. Kto dał tym palantom w żółtych koszulkach wszystkie przywileje? Ja? Nie ja! Smolarze kolejarze wrzucali węgiel do kotła, płuca smalili i dym wciągali to można im było pozwolić na wcześniejszą emeryturę, i tak wcześniej schodzili i problemu nie było. Dostali też diety, darmowe bilety, zniżki dla rodzin i gwarancje zatrudnienia. A dziś? To praca jak każda. Siedzą tacy w klimatyzowanych pociągach i jednym palcem pracują. A wojskowi? Też nie było problemu, a to Indochiny, a to Algieria, połowa ginęła i można im było przywileje rozdawać do woli, i oczywiście wczesną emeryturę obiecać. Nawet czas liczyć trzykrotnie w atomowej łodzi podwodnej lub w locie Mirage'm. Jedni i drudzy długo nie żyli. Pierwsi świecili oczami ze wstydu, a drudzy od razu w trumnach latali. A nauczyciele? To samo, co drugi pylica płuc od kredy. Bogu® co robić?

Nagle otwiera się lustro i wychyna z niego gość z białą brodą i mówi:

Bóg®: Jak ci pomóc chłopcze?
Mac (zachwycony): wiedziałem, że istniejesz naprawdę Bogu®! No..., no..., wiesz, kasy mi potrzeba. Nie mam na emerytury, budżet mi pęka, ludzie żyją za długo w zdrowiu i zamożności,  wszędzie więc tnę jak umiem, służbę zdrowia ograniczyłem do minimum, z Polski tanich lekarzy ściągnąłem, strategiczne rezerwy masek i sprzętu zmniejszyłem o połowę, pielęgniarkom ledwo płacę więc strajkują i nie pracują. Nawet ilość nauczycieli zmniejszyłem, a w małych miasteczkach merostwa polikwidowałem, poczty, szkoły. Co robić? Nic nie pomaga. Klapa.
Bóg®: Zaradzi..

(w tym momencie huk, błysk, dym i smród siarki się rozniósł, a z arrasu z Arras wyskoczył Lucek)        
   
Lucy: Zaraz, zaraz, beze mnie radzicie? A czy ja w tym udziału nie mam? A kto wyrostek robaczkowy człowiekowi doszył? Przecież nawet Effel w swoim "Stworzeniu Świata" to pokazał?
Bóg® (do Macrona): Lucy zawsze gra nie fair.
Lucy (do Macrona): Nie rozmawiaj z nim, to wszystko jego wina.
Bóg®: Jak to moja?
Lucy: Jak tworzyłeś istotę miała być na lat trzydzieści, no może czterdzieści, sam sprawdzałem wielokrotnie. Była słaba, chorowita i nie było problemu z tłumem. Moje diabły wyrabiały się bez problemu. A teraz, zobacz jakie piekło mamy. Wszędzie tłumy, kotłów nie styka. Ludzi wszędzie coraz więcej. Tylko u ciebie luz. Kto więc pozwolił na wydłużenie wieku? Ty! Wszyscy żyją długo, emerytury biorą, a jak starzy to i więcej chorują, a szpitale drogie. Te problemy Macrona to twoja robota.
Mac (do Lucy): Hola, takiś mądry, to wymyśl jak temu zaradzić, skąd pieniądze brać? Podatki już nie wystarczają, będzie zadyma.
Bóg®(do Macrona): Nie słuchaj go, mam pomysł!
Mac (pod nosem): Tu pomysłu nie trzeba, trzeba cudu, syna wołaj.
Lucy: Macron, ty durny jesteś czy Mikron? Jaką ty szkołę kończyłeś? Chyba l'ENA (Szkoła Administracji Państwowej) albo SciencesPo (Instytut Nauk Politycznych) ? Niczego was tam nie nauczyli? O jakich pieniądzach ty mówisz, tobie nie trzeba pieniędzy tylko odwrotnego myślenia.
Bóg®: Lucy zwariował, nic nie rozumie.
Mac: A jaki ty masz pomysł Bogu®?
Bóg®: Złoża ropy pod Francją załatwię.
Lucy: Bogu® i ekologia, ależ połączenie. Słuchaj Macron, tobie nie trzeba pieniędzy, zmniejsz zasadniczo liczbę emerytów i chorych, kasa ci wtedy zostanie.
Mac: Próbuję, chcę przedłużyć czas aktywności zawodowej z 62 lat do 67 jak w Hiszpanii, ale widzisz, strajk za strajkiem, wszystko blokują.
Lucy: Ty dalej nic nie rozumiesz
Bóg®: Mówię, nie jest Lucy fair.
Mac: Już widzę, ale ty chyba zwariowałeś Lucy, jak to wyjdzie na jaw to mnie zniszczą! Przecież nie będę bezużytecznych staruchów mordował!?
Lucy: Tyle doświadczenia w polityce na marne, przecież nawet prezydentem zostałeś. Wręcz przeciwnie, będziesz symbolem co to zwalczył... no powiedzmy... wielką epidemię. Trochę starych umrze, ale, per saldo, będzie się opłacało. Mam tu taką małą fiolkę...
Bóg®: O boże! Znaczy... O ja!
Lucy: Król zawsze w koronie zostaje.

Kurtyna

Akt II

Mac: Bogu®!, Bogu®! Nie udawaj, że nie istniejesz. Widziałem cię! Nawet rozmawialiśmy. Bogu®!
Bez żadnych wierzeń i chwytów znanych z bajek, Bóg® pojawia się w kieliszku koniaku
Bóg®: Przestań się drzeć, jeszcze Lucy usłyszy, wiesz, że on nie gra fair.
Mac: Chwała Bogu®, że się pojawiłeś. Widziałeś co się wyprawia?
Bóg®: Twoja wina, kupiłeś łatwe rozwiązanie twoich problemów, które Lucy Ci sprzedał.
Mac: Kupiłem, kupiłem, twoja propozycja z ropą była mało ekologiczna. Pomysł pozbycia się staruchów trzymał się kupy, co więcej Lucy miał rację, ludzki wiek wymknął ci się spod kontroli. Jesteś trochę za to odpowiedzialny.
Bóg®: Odpowiedzialny, odpowiedzialny..., kurde, za chwilę, będziemy powtarzali każde słowo podwójnie, jakaś mania w nas wstąpiła.
Mac: Wstąpiła, nie wstąpiła, ..., znów powtarzam. Bogu®! zróbmy coś, przecież sytuacja jest katastroficzna, tylu ludzi umiera. Masz tyle miejsca w niebie?
Bóg®: U mnie luzy. Wiesz, Lucy to skurwiel, doszył nie tylko ślepą kiszkę, ale też zło. Wszyscy u niego lądują.
Mac: Czekaj, czekaj. O!, przepraszam, znowu mam czkawkę. Jaki On ma w tym interes?
Bóg®: Bóg® raczy wiedzieć. Co ja mówię? Przecież Bóg® to ja. Niech pomyślę... Jaki On ma w tym interes... zapchać własne piekło... odsetki ma jakieś ... nic nie rozumiem.
Mac: Bogu®, takie działania irracjonalne to ludzka specjalność. Nie dasz rady.
Bóg®: Ja nie dam? Znasz piosenkę? Jestem Polakiem mam na to papier i cały system zachowań?
Mac: O hydrauliku?
Bóg®: Durnyś, o Polaku, on zawsze da radę, ja też. Mam pomysł, zejdę w przebraniu na ziemię, mnie świrus nie weźmie, i postaram się zrozumieć na czym ta zła wszywka Luciego polega.
Mac: Jesteś krótkowzroczny? Z góry nie widzisz? Niebo jest za daleko od Ziemi? Kto to wymyślił? Mam dość! W człowieku jest tylko zło, a ty sobie z tym nie radzisz.
Bóg®: Czekaj, wiesz iloma takimi Ziemiami ja muszę zarządzać? Myślisz, że te zielone ludki to ludzki wymysł? Mam przesrane. Mnie nakładają się dziwne cywilizacje jedna na drugą, u was czarni z białymi i żółtym się naparzają, a ja mam zielonych rozprzestrzeniających się wszędzie we wszechświecie, nie mogę ich opanować. Na dodatek jestem daltonistą.
Mac: U nas też zieloni się rozprzestrzeniają.
Bóg®: A mają antenki? Przepraszam, to odruch Pawłowa, wchodzę na ten twój głupawy ziemski poziom. Jak Ci pomóc?
Mac: Lucy obiecał, że świrus pozbawi mnie emerytów, co naprawi budżet. To się dzieje, chwała mu za to. O! Przepraszam Bogu®, te pochwały zastrzeżone są dla Ciebie. W każdym razie staruchy giną, lecz nie tylko oni, młodzi też.
Bóg®: Może to wypadek przy pracy?... Co ja mówię. Nie!, nie stoję po jego stronie, nie tłumaczę go.
Mac: Zareagowałeś jakbyś poczuwał się do winy?
Lucy: Stoję od dłuższego czasu za tą kotarą i was słucham.
Mac: Lucy! Podsłuchujesz! Poza tym, nie za kotarą tylko za flagą republiki! Trochę szacunku.
Lucy: Szacunek należy się Bogu®, nawet ode mnie.
Bóg®: Bredzisz, szacunek?, od Ciebie?, dla mnie? Za co niby?
Lucy: Że na wszystko się zgadzasz. Wymyśliłem giełdę, totolotka, ruletkę, a ty nic. Zgadzasz się na robienie tych biednych ludzi w bambuko. Czy ty w ogóle wiesz co to znaczy bambuko?
Bóg®: Taka gra, co to reguły się zmieniają w jej trakcie.
Lucy: Na rany Chrystusa, wie!
Bóg®: Nie powołuj się na legendy!
Lucy: Przepraszam, nie spodziewałem się, że znasz najważniejszą ludzką grę, w którą grają na co dzień od pokoleń.
Patrz: wymyśliłem dla zabawy giełdę, wiesz, normalnie przedsiębiorstwo jest warte 100, zarabia 10, te 10 rozdaje tym co mają 100. każdy dostaje swoje. Wszystko gra. A na giełdzie te 100 rośnie do 1000, bo ktoś powiedział, że są perspektywy. Firma zarabia dalej 10, ale zysk dzieli się nie na 100, tylko na 1000. Problem w tym, że nikogo ten zysk nie obchodzi. Ważne, żeby kupić firmę lub jej udziały za 100, a sprzedać za 1000. Firma i jej zyski nie mają znaczenia. Świetnie się tym bawię. A jak jest krach to szczególnie. 
Mac: Hej! Wy tu pogaduszki odwalacie, a ja dalej w impasie, i to z waszej winy.
Lucy: Duszki mnie interesują, a jakiej są płci?
Bóg®: Słuchaj mam ideę. Zrobimy tak - świrus opanuje świat, na to nie ma rady. Postraszysz nim i zamkniesz wszystkich w domach. Twoje żółte koszulki znikną z ulic, nie tylko żółte, wszystkie koszulki. Będziesz miał święty ... przepraszam, znowu się zapominam. Będziesz miał spokój, a my będziemy mieli czas aby się zastanowić co dalej.
Mac: A jak nic nie wymyślimy?
Bóg®: No to przedłużysz kwarantannę.
Lucy: Jesteś Bogiem Bogu®!  

Kurtyna

Akt III

Mac: Bogu®! Jesteś tam?
Bóg®: Jestem, jestem. Zawsze przy tobie stoję. Jak w modlitwie.
Mac: Coś taki markotny?
Bóg®: Wiesz, byłem w KGB.
Mac: Pracujesz w KGB? Niemożliwe!
Bóg®: Wszyscy pracujemy.
Mac: Jacy wszyscy, co ty mówisz? Lucy też?
Bóg®: Durnyś, Lucy nie, bogowie.
Mac: Jak to? To was jest wielu?
Bóg®: A co ty myślisz, jest nas cała kupa. Mitologii nie czytałeś? Ale się nie bój, rozdzielaliśmy tylko limity wiernych na poszczególne religie. Na najbliższe 5 lat ma zostać jak jest. Tylko Posejdon się awanturował, że mu się woda grzeje, aleśmy go usadzili.
Mac: To oni decydują też o religiach na świecie?
Bóg®: Jacy oni? My, Komisja Głównych Bogów. Są też pomniejsi, ale oni do Komisji nie weszli, progu wiernych nie przekroczyli.
Mac: Acha, takie buty, ale to co Cię trapi?
Bóg®: Zakulisowe rozmowy. Mówi się, że Allach dogadał się w jakiejś sprawie z Lucym. Nie podoba mu się podobno jakaś krytyka jego religii.
Mac: A co ma do tego Lucy?
Bóg®: Tym się trapię, wiesz jaki on jest, zawsze coś durnego wymyśli i trzeba po nim naprawiać. 
Mac: Mógłby się wytłumaczyć, ale nigdy go nie ma jak jest potrzebny, za to zawsze jest kie...
Lucy: Ja jestem zawsze przy człowieku, to do uszka szepnę, coś podpowiem. Ale te wasze gadki mnie mierżą.
Bóg®: Ciekawe, nagle cię mierżą, gadaj lepiej co z tym Allachem kombinujesz?
Lucy: A jak nie powiem, to co mi zrobisz? Do Piekła wyślesz?
Bóg®: Sam nie mam siły, ale jak wezwę KGB to popamiętasz! Gadaj!
Lucy: No wiecie, Allach jest wkurzony, że ciągle mu wszyscy wypominają, że kazał kobietom zakrywać twarze. Mówi, że to nie jego wina, że ten przymus mężczyźni wymyślili, tak jak u ciebie Bogu, tę historię z matką, żeby też kobiety zaistniały w twojej religii. Przecież to było twoje niedopatrzenie, tylko faceci przy stole.
Mac: A Jeanne d'Arc? Istniała naprawdę.
Lucy: Durnyś, ona też była facetem, Jean d'Arc.
Bóg®: Po co ty się wtrącasz z tą... czy tym d'Arc, Lucy gadaj prawdę.
Lucy: No... i Allach postanowił się zemścić na innych religiach.
Bóg®: Powiedz, że przyłożysz do tego rękę, zaraz do KGB zadzwonię.
Lucy: Sorry, już przyłożyłem.
Mac: To u was też po angielsku mówią?
Bóg®: Mac, mówiłem...  
Lucy: Wiesz... ta historia z fiolką to od niego.
Bóg®: Jak to? Przecież miała pomóc Mac-owi? To nie był twój pomysł?
Lucy: Mój, ale aby pomóc Allachowi.
Bóg® i Mac: W czym?!
Lucy: No więc..., no tego..., no żeby się zemścić i żeby wszyscy teraz musieli twarze zakrywać. Maskami.

Kurtyna 

Akt IV

Leży Mac w łóżku i się wierci - nie może zasnąć

Mac: Bogu® ? Jesteś tam?
Bóg®: Tu jestem, leżę koło ciebie
Mac: Nie mogę zasnąć, męczy mnie to wszystko. Ale narobili. Co miał Lucy na myśli mówiąc o tej historii z matką?
Bóg®: Eee.
Mac: Bogu®. Opowiedz jak to było.
Bóg®: To długa historia, trzeba by wieczność opowiadać.
Mac: A o Ziemi?
Bóg®: Ta jest bardzo krótka. Wiesz to było za czasów CIA. Byliśmy wszyscy zrzeszeni, nawet Lucy. Każdy z nas miał potężną siłę, jedni robili materię inni antymaterię, stąd nazwa CIA - Cuda i Antycuda. Robił się z tym bałagan więc ustaliliśmy reguły, niektórym to się nie spodobało i po rozdziale powstał KGB.
Mac: Rozumiem, że Lucy został w CIA?
Bóg®: Tak. Wtedy wasza Ziemia była płaska. Nie pamiętam kto i po co, wiesz, pamięć mam słabą, stary jak świat jestem, chyba Helios, zrobił taką ognistą kulę, żeby się wokół Ziemi kręciła. Okazało się, że te małe żyjątka co to na niej żyją zaczynają Go za to czcić, jakieś piramidy budować. Wtedy wszyscy nagle chcieli być admirowani i mieli swoje pomysły, Neptun złapał końce Ziemi i zrobił z niej kulkę. Ty wiesz co się działo? Istny potop.
Ten co zrobił tę ognistą sprawił, że to teraz Ziemia zaczęła się kręcić wokół niej. Tego było za wiele i zakazaliśmy takich numerów. Wolno było jedynie przenikać do mózgów tych ludków.
Mac: Jak to przenikać?
Bóg®: Taka przenośnia. Ja znalazłem taką jedną kobietę i już miałem ją nawieźć, ale dopadł ją rzymski żołnierz i ten tego, z nią. Nie pasowało to do mojej historii, więc wszystko przerzuciłem na jej syna.
Mac: Ale ona...
Bóg®: Nie bądź taki niecierpliwy. Wszystko szło zgodnie z planem, miłość do mnie rozwijała się jak należy, ale wtedy wszyscy w Niebie, wy tak nazywacie KGB, zaczęli się ze mnie śmiać, że pedalską religię wymyśliłem, sami faceci przy stole, na dodatek ten..., no jak mu tam?... Antoni, miłośnik dzieci. Cóż było robić, musiałem wprowadzić kobietę. Tyle, że mi ten żołnierz rzymski nie pasował, więc..., no wiesz..., tego duszka wymyśliłem. Nie powiem Ci co się działo w KGB, ubaw mieli po pachy, mówili że, co jak co, ale ten numer nie przejdzie. A przeszedł. Najgorsze jednak, że oskarżali mnie o knucie z Lucy, że to był jego pomysł.
Mac: A był?
Bóg®: Nie wiedziałem, że wszystko było przede mną. Lucy szepnął o tym jednemu facetowi na Ziemi i zaczęła się wściekła wojna religijna, akurat dla niego jak znalazł. To wtedy Lucy musiał po raz pierwszy powiększyć piekło. Zresztą do dziś nieustająco powiększa. W KGB mieli ubaw i zaczęli mnie przezywać Szamponobóg, rozumiesz?
Mac: No..., nie bardzo.
Bóg®: Dwie religie w jednej, a potem jeszcze trzecia się zrobiła. I inne odłamy. Jak tym zarządzać?
Mac: A wy Nieba nie powiększacie?
Bóg®: A po co, nas jest mało, kilku od was, bogowie, jest też jeden papież i jeden prezydent aktor, z tego samego okresu co papież. Nawet kuchni nie mamy, wszystko idzie przez catering od Lucy.
Mac: Nie boicie się, że was otruje?
Bóg®: Coś ty! Jeszcze nas mu w piekle potrzeba.
Mac: I co było dalej?
Bóg®: Te moje początkowe sukcesy natychmiast przejęli pozostali i też chcieli być czczeni.
Brahman zrobił same błędy, on był demokratą, pozwolił na kult różnych bożków, w które się wcielał, zgadzał się na dowolne rytuały i samodzielne drogi, wszystko mu się rozmyło. 
Budda wprowadził wprawdzie rygor zasad, ale ludzie zamiast pracować i go czcić, zaczęli mędrkować, wyzwalać się z kręgu życia i śmierci, nazwali to medytacją.
Allacha to już poznałeś przez Lucy. Temu to wszystko się pokiełbasiło. Wiesz CIA i KGB w jednym. On chciał być panem dobra i zła, też dwa w jednym. Ja jestem elegancki i nie będę go porównywał do produktów kosmetycznych. Chciał żeby ludzie robili same dobre uczynki, ale jednocześnie byli bezgranicznie poświęceni religii. No i z automatu, niektórzy to poświęcenie religii źle zrozumieli. Sam wiesz co się przez to wyprawia, nie dość, że jest terroryzm, to jeszcze ta historia z Lucy i maseczkami.
Kiedyś rozmawiałem o tym z Hofferem, napisał potem: "Przerażające jest uzmysłowienie sobie, ile niewiary wymaga istnienie wiary. To co znamy jako ślepą wiarę, podtrzymywane jest nieprzeliczonymi aktami niewiary." Zacytował mnie  co do słowa.
Pozostali bogowie w KGB głosu nie mają, ich religie to zbyt mały udział procentowy. Zresztą to KGB rozdaje teraz pule wiernych. A jak ktoś się wychyla z ilością, to Lucy jakąś wojnę światową majstruje i te limity koryguje.
Mac: Wspominałeś o pedalskiej religii, a są bogowie kobiety?
Bóg®: Tylko w mitach.
Mac: Hm..., leżysz ciągle koło mnie?
Bóg®: Tak
Mac: Lucy?... Ty też leżysz?
Lucy: Tak

Kurtyna         

Akt V

w łóżku

Bóg®: Mac, coś mnie nie wołasz?
Mac: ...
Bóg®: Mac!
Lucy: Daj mu spokój, choć powinien być przyzwyczajony, jak każdy polityk musi dawać lub włazić.
Bóg®: To jak w tej bajce, o drewnianym chłopcu. Rzecz się dzieje w teatrze kukiełkowym, jest gość co ma na sznurkach dwie kukiełki i nimi rusza. Jedna kukiełka nazywa się jakoś tak po czesku, druga jak pies autora tej sztuki czyli Wątpliwość, tyle, że po hiszpańsku. No i ten gość rusza jak chce tymi kukiełkami na sznurkach, aż obie spotykają się w brzuchu wieloryba...
Lucy: Co ty bredzisz, jakiego wieloryba, wszystkie bajki ci się mylą.
Bóg®: No wielorybem jest ten co tymi sznurkami..., a może nie wielorybem tylko innym wodnym..., no jakoś tak. No i jak ten czeski widzi tego drugiego w brzuchu to się pyta: Ciebie też pożarł? A drugi na to: Nie, od drugiej strony wlazłem.
Mac (pod nosem): Mało śmieszne.
Lucy: To ja mam lepiej. Rzecz się dzieje w sklepie zoofiliogicznym.
Bóg: Chyba zoologicznym?
Lucy: Niech będzie. Wchodzi klient i chce kupić papugę. Jest ich tam cała masa, pięknych, kolorowych, gadają jak najęte. Ale ceny! Wszystkie są bardzo drogie i klienta nie stać. Widzi w końcu taką małą, brzydką, na świat obrażoną. Ile za tego pokurcza? Panie, ta jest najdroższa! Jak to? Sam nie wiem dlaczego, ale wszystkie pozostałe do niej mówią szefie.
Mac: Mówią prezesie, ale zarżnąłeś.
Bóg: Brawo Lucy, widzisz, odezwał się. Tylko jakiś markotny jest.
Mac: Co mam nie być markotny, przeciągam kwarantannę jak mogę, a wy nic. Znaczy nie nic, miło się z wami... rozmawia, ale problemu nie rozwiązaliście. Staruchów za mało umarło, a finansowe rezerwy poszły na ratowanie przemysłu. Kasa jeszcze bardziej pusta. No i jeszcze ta historia z maskami, prócz świrusa będą chronić przed grypą, gruźlicą i innymi chorobami. Mniej ludzi umrze i zdrenują mi budżet do zera.
Lucy: Mam inny pomysł.
Bóg®: Ty już przestań z tymi pomysłami. Nie dasz rady.
Lucy: Słuchaj Mac, wynajmiesz najlepsze niezależne laboratorium i oni stwierdzą, że fajki zapobiegają świrusowi.
Mac: Jakie fajki? Niezbyt kumam.
Lucy: No papierosy, a raczej zawarta w nich nikotyna. Wszyscy zaczną palić, tobie akcyza wpłynie do kasy, a palacze nie będą schodzić od świrusa tylko od trującego dymu. Uratujesz budżet i będziesz bogiem.
Bóg®: Przesadziłeś z tym bogiem Lucy.
Lucy: No dobra, półbogiem.
Mac: Zaraz, zaraz, już przecież tak było. Wszyscy ludzie palili, wszędzie, w kinach nawet. Widać to na każdym starym filmie, taka "Twierdza szyfrów" na przykład, serial zrobili z nowelki, bo cały czas palili i nie było czasu na akcję. Niech pomyślę...
Bóg®: No wiesz Lucy, postarałeś się. Masz rację, przez te zakazy palenia i tę durną modę niepalenia, tyle miliardów straty dla każdego Państwa. Papierosów nikt nie kupuje, mało kto umiera na raka płuc i z problemów układu krążenia, a emerytury płacić trzeba. Kto to wymyślił?
Lucy: Lekarze. Teraz mają za swoje, dostali świrusa. Dobrze im tak. A jaki dochód stracili. Przedtem mówili ludziom, że nie ma terminów, a potem ich w państwowych szpitalach przyjmowali prywatnie i kasę brali, często w gotówce. A teraz wzmożone środki ostrożności i wszystko jest kontrolowane. Poza tym ludzie boją się chorować żeby nie umrzeć od świrusa. To taka kara dla nich za te papierosy. 
Mac (filozoficznie): ...i gdyby jeszcze tytoń mieszać z marihuaną to by wszystkim mózgi się zlasowały i by głosowali na każdą wskazaną przeze mnie papugę, albo nawet na mnie. Lucy! To jest genialny pomysł.
  
kurtyna 

Akt VI Epilog
 ciągle w łóżku

Mac: Bogu®! Lucy!
po chwili
Mac: Bogu®! Lucy! No, dobrze robię że...
Bóg®: Jestem, tyle światów mam na głowie, nie tylko Ciebie.
Lucy: Jestem! Zawsze przy mnie stój! Jak w piosence.
Bóg®: W modlitwie, nieuku, do szkoły nie chodziłeś?
Lucy: Do takiej nie, bałem się o swój tyłek.
Mac: Przestańcie! Musze wam powiedzieć, że zostałem ateistą i w was nie wierzę.
Bóg® i Lucy:???
Mac: Co z ciebie za Bóg®? Niby świat stworzyłeś, a tu nie potrafisz rozwiązać żadnych moich problemów, na wojny i świrusy pozwalasz, wszystkie pomysły na ratunek masz durne, nawet sobie z tym kopytnym nie radzisz, a kopytny tylko szkody robi. Postanowiłem od teraz sam się wziąć za rozwiązywanie problemów, a nie w cuda wierzyć. A kysz!
Bóg® przez Lucy: A kysz nie działa. Jaką ty masz władzę człowieku?
Mac: Mam mój intelekt. Zrobię tak. Na początek obiecałem 45 mld € pomocy, już dziś widać że potrzeba 100 mld €, a będzie pewnie potrzebne 200. Najpierw muszę sfinansować i ochronić przed upadkiem dobra narodowe, Air France, Air Liquide, Air Comprime. Więcej powietrza zawszę się przy świrusie przyda. Resztę rozdam biednym.
Lucy: Robin Schudł się znalazł.
Bóg®: Schudnie swój własny budżet, hehe. Skąd ty na to weźmiesz?
Mac: Jak wy się na Ziemi nie znacie, tej Ziemi. Pożyczę.
Lucy: Ale wymyślił. A kto tyle kasy potem odda? Twoje dzieci i wnuki?
Mac: Nikt.
Bóg® i Lucy: On się nam wymyka spod kontroli!
Mac: Lucy, Ty co się tą giełdą bawisz - wiesz, dostałem list z banku, piszą w nim, że stopy procentowe są prawie nieistniejące, wręcz ujemne w stosunku do inflacji, więc będę musiał płacić za przetrzymywanie u nich moich pieniędzy.
Dzięki temu wpadłem na taki pomysł: w bankach w Szwajcarii, w Chinach, w Emiratach, gotówki jest nieskończona ilość i nikt nie wie co z nią robić. Wezmę od nich wieczny kredyt, ilość jaką będę chciał, taką gotówkę na przetrzymanie, tak jak mój bank. Powiem im, że nie będą musieli za trzymanie u mnie tej gotówki nic płacić, co więcej obiecam , że będę po wieki im odsetki spłacał - to im się spodoba.
Lucy: Przecież stopy procentowe są równe zeru?
Mac: No właśnie i będę im to zero oddawał. A po 50 latach, przy tej inflacji, ta pożyczka będzie warta połowę, a po 100 latach - nic. Co to jest sto lat dla Francji? Dzieci i wnuki będą urato...
Głos z zaświatów: Panie Prezydencie, Panie prezydencie, niech się Pan wybudzi..., Panie Prezydencie odłączyliśmy respirator, nazywam się Lucjan Bogusiewicz, jestem Pana lekarzem... z Polski.


Kurtyna po raz ostatni i brawa



Komentarze

  1. Czekamy na dalszy ciąg!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna paranoja i trafna ocena wydarzeń.
    Yvonne

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale po epilogu może być ciąg dalszy? Epilog 2 :-) Sytuacja jest tak dynamiczna, że nie zamykaj się słowami "kurtyna po raz ostatni". Czekam na cdn

    OdpowiedzUsuń
  4. "Słuchaj Mac, wynajmiesz najlepsze niezależne laboratorium i oni stwierdzą, że fajki zapobiegają świrusowi." piękne 😁

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo ciekawe, z dużym poczuciem humoru (gotowy tekst kabaretowy!) co potwierdza zaskakujące i spójne z całością zakończenie!! :)
    JASIEK

    OdpowiedzUsuń
  6. Puk, puk - czy wszystko ok? Tyle czasu minęło od ostatniego postu :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Napiszcie, co u Was proszę. Zdrowia i pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo się nie odzywacie, co u Was???

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz