MARZEC 2020






Zaczęło się. Dobry dzień na to, jest piątek 13 marca 2020.  
Od prawie roku drogowcy nas męczą zmieniając wkopaną pod jezdniami infrastrukturę. A to jeden pas jeździ, a to drugi, światła naprzemienne, raz bliżej, raz dalej. Dwie główne drogi miasteczka rozbebeszone. Zwariować można. W okolicach świąt wylali nawet nowy asfalt, ale na krótko, znów rozkopali, bo im rura pękła. Ostatnio zalali drogę na czarno ponownie i już się z gąską witał, bo nawet nowe pasy namalowali.
Dwa dni później, już w tym tygodniu, znów pojawiły się światła i... na głównym placu wielka estrada wchodząca swoimi łapami na ulicę. Budowali i budowali, wielką ogromną i pot z niej spływał (budujących), światła pozawieszali, głośniki, płachty i temu podobne. Stwierdziliśmy wspólnie, że to chyba na święto wirusa zwanego różnie, od korony po tajne skróty z 19 na końcu. Dziś już rozbierają. Nie dziwota, nie trudno było przewidzieć, że koniec wszelakich zabaw zostanie zarządzony. Jeśli asfaltu nie zedrą zaczniemy jeździć normalnie. Tyle, że nie ma już dokąd!
Moana nie poszła do szkoły, zamkniętej od dziś na niby dwa tygodnie, a zapewne na trzy, bo zaraz po tych trzech są dwutygodniowe ferie, czyli mamy na początek pięć tygodni wakacji od szkoły. My mamy - Moana będzie zasuwać przez internet.
ROŚNIE NAM DZIECIĄTKO
Uświadomiłem jej przy okazji jakim jest wybrańcem losu. Mieszka w domu z pięknym ogrodem, widokiem i basenem, samochód jest za bramą odcinającą nas od świata i umożliwia nam wyjazdy do lasu z Dudą i powroty bez kontaktu z ludźmi. A jej koleżanki mieszkające w mieszkaniach, czy szeregówkach tak dobrze się nie mają. Jak widać cena codziennych dojazdów warta jest jednak wysiłku.
Mamy też korty i możemy grać kiedy chcemy. Aj! Z tymi kortami to przesadziłem, właśnie przed sekundą zadzwonili, że zamykają do odwołania. Przepisy. Szkoda, Moana wprawdzie przechodzi pomiędzy żerdkami płotu, Beata też, mnie się jednak łeb nie mieści. Za duża głowa, choć pusta.
No może nie tak do końca pusta - rozwój wirusowych wydarzeń przewidziałem na długo przed wyjazdem na narty.
A propos nart. Sprawdziłem dziś rozliczenie z wypożyczalnią samochodów OK Car. Nie zabrali nic z 1.200€ kaucji więc wszystko jest ok właśnie. Dlaczego się dziwię? No bo jak nie podejrzewać o krętactwo firmy w Maladze, w której za 8 dni wypożyczenia samochodu Peugeot 208 zapłaciliśmy 22 €?
Na nartach było jak zwykle świetnie, tyle że już nudno - siedem dni bezchmurnej pogody i jeżdżenia codziennie do upadu - to trochę za długo. Ze śniegiem było słabo. Trasa pod dom nie miała go wcale, musieliśmy więc zjeżdżać krzesełkami zamiast ruszać spod niego i do niego wracać na nartach. Moana zjechała dwa razy czarną trasą, taką co to patrząc w dół zastanawiał się człowiek czy skakać czy zjeżdżać. Po tych dwóch zjazdach placki lodowe wybiły nam z głowy dalsze próby. Dziś stację Sierra Nevada też zamknęli. Nic już nie jest jak zwykle.
SIERRA NEVADA PRAWIE W ŚNIEGU, WIDAĆ TO ZWŁASZCZA Z NASZEGO TARASU
Ocieplenie klimatyczne pokazuje więc rogi, a będzie tylko gorzej. Już jest gorzej - od trzech miesięcy nie spadła u nas kropla deszczu. Trawniki i nasze drobne uprawy podlewamy z sieci miejskiej, w której woda jeszcze jest. Pitną też mamy, wozimy ją z naszego podleśnego źródełka, w którym, po sprawdzeniu, okazało się, że jest lepsza niż kupowana mineralna. Jest też bezpłatna więc pije ją i Duda, a i używamy jej do gotowania wszystkiego.
Wracając do tej mojej dużej głowy, co to nie przechodzi przez żerdki, to wina i piwa mamy na trzy tygodnie, a może i cztery. Cóż, jedzenia może zabraknąć, ale picia? Jedzenia jednak też nie zabraknie, zamrażarka pęka w szwach - kiedy mieszka się na wyspie zależnej od zewnętrznych dostaw, trzeba mieć rękę na pulsie. Zakupy zrobiliśmy dzięki tej głowie w spokoju i z dużym wyprzedzeniem.
Tak więc jesteśmy zamknięci w naszym raju i możemy zająć się ogrodem zdemolowanym przez największą w historii kalimę, saharyjski wiatr, który pod naszą nieobecność prześwietlił z liści nasze drzewa i krzaki. Leżą więc suche w ilościach niewyobrażalnych.

Sobota 14 marca 2020
Dziś Leontyna i Krzyś, nasi kumple, wracają do Krakowa. Ostatnim samolotem, od jutra Polska się zamyka. Mieli szczęście, choć czeka ich kwarantanna. I słusznie. To jedyna szansa aby ograniczyć rozwój świrusa i żeby respiratorów wystarczyło dla ciężko chorych. Nadmierna liczba chorych, przez co brak urządzeń, skaże na śmierć wszystkich nie mogących z nich skorzystać.
Żyjemy w dziwnym momencie świata, jakby była wojna, tyle, że nikt kolbami w drzwi walił nie będzie. Ludzie rozumieją co się dzieje i się podporządkowują, i mimo tego, że nasze europejskie społeczeństwa nie są aż tak karne jak np. w Korei Południowej, gdzie jakby już zapanowano nad sytuacją. Cóż nie mają wyboru, każdy chce żyć.
Boję się jednak, że przed nami najgorsze. Niewykluczone, że czeka nas największy kryzys ekonomiczny w naszej historii.
Kilka dni temu rozmawiałem z dyrektorem szkoły Moany i powiedziałem, że nasza wypalająca się i bez perspektyw cywilizacja, znajdzie może w tym globalnym chaosie jakąś ogólną refleksję, jakiś nowy wymiar i kąt patrzenia na ten pęd, w którego koleinę, chcąc nie chcąc, wszyscy wchodzimy. Że dzięki pociągom, samolotom, metru, ludzie muszą przemieszczać się coraz szybciej, szybko się informować, szybko jeść, szybko kupować, szybko żyć. A tu świrus pokazał jak łatwo jest zaburzyć wszelkie ludzkie plany i projekty, jak zmieniają się wartości, i jak bardzo człowiek jest kruchą istotą. Ile jednak tragedii przed nami?
Uciekam od tych myśli. Zaraz idziemy na basen, potem lunch i praca w ogrodzie. Pod wieczór spacer w lesie z Dudą i gry z Moaną. Czas razem spędzony to wielka korzyść z tego przymusowo zwolnionego tempa życia, jest też czas na czytanie, głównie rano po przebudzeniu, zamiast gnania samochodem do szkoły.
A na kolację wielkie krewety z makaronem ryżowym, odmiana po wczorajszej wątróbce cielęcej z cebulką i soczewicą bez skórki. Ta soczewica to nowe odkrycie cud. Jutro pieczone przepiórki.
No i tak żyjemy od posiłku do posiłku, nie dotykając jeszcze mrożonych rezerw. Zupy dla Moany też robię, dziś kalafiorowa, jutro fasolowa - codziennie ma być inna. Uwielbia je, więc gotuję zapewniając jej dzięki temu dodatkową dawkę warzyw.

Niedziela, 15 marca
Zastanawiam się co tu mądrego napisać aby się spełniło, jakieś lotto czy może korona?  Królewskich aspiracji jednak nie posiadam. A wszystko dlatego, że wczoraj pisałem o trzymiesięcznym braku deszczu, a tu masz - tej nocy popadało i to nawet chwilami siarczyście. No nie żeby od razu ulewa, ale zawsze coś, a w zbiornikach pojawiło się 20 cm wody czyli około 800 litrów, nie trzeba też będzie podlewać. Same korzyści.
Zamiast w lesie byliśmy wczoraj na "naszym" nadmorskim płaskowyżu, moim ulubionym - 5 minut jazdy samochodem od domu i jesteśmy w dziczy, wśród szumu fal rozbijających się o skały i wszechobecnych smukłych kaktusów. Rozkoszna pętla 3 km w samotności. Dla Dudy też rozkoszna, biega tam gdzie chce.
Dziś coniedzielny rytuał - po porannym pływaniu i grach w basenie, wspólna kąpiel w jacuzzi.
Jadąc od lasu napawaliśmy się niespotykanym widokiem, puste miasteczko, sklepy i bary pozamykane, a po drodze autostrada bez samochodów. Teneryfczycy chętnie się przychylili do zarządzeń, zwłaszcza, że jest niedziela. Nabraliśmy w wody w źródełku, a ze spaceru uciekliśmy do samochodu już nieźle przemoczeni. Znów lunęło. Deszcze są raptowne, lecz krótkie i jak pogrzebać to ściółka jest nadal sucha jak pieprz.
Piękne są słupy wody przesuwające się nad oceanem, czujemy się wtedy w domu jak na widowni spektaklu natury. Zresztą nasi nowi, a już bliscy koledzy, Piotr i Marta, którzy opuścili Polskę kilka miesięcy temu aby zamieszkać po drugiej stronie wyspy, za górą, z 20 km w linii prostej od nas (autostradą 60km) też mają swoje spektakle. I tak sobie przesyłamy zdjęcia z nich. Oni ze wschodów, my z zachodów, słońca. Dla tych biednych pozamykanych dla osłodzenia kilka przykładów poniżej.   
U MARTY I PIOTRA WSCHODY
U NAS WSCHÓD (po lewej) I ZACHÓD (zdjęcie Piotra)
U NAS ZACHÓD ZA LA PALMĄ. NIBY NIC, A TO AŻ 170 km OD NAS !
ZACHÓD W NASZEJ SYPIALNI I JAKIŚ CUD DZIĘKI ODBICIU LUSTERKA, CZYLI BEATY-FIKOWANA BEATA. PO PRAWEJ JEJ RÓŻE I KUBEK DLA PROPORCJI.

Poniedziałek, 16 marca
Moana w szkole, znaczy przy komputerze, słuchawki i mikrofon w ruchu. Pierwsze lekcje na odległość. Wygląda, że wszystko w miarę działa.
Dziś w nocy lało. Cud jakiś, zbiorniki w połowie pełne czyli 2.000 litrów, dodatkowo 500 litrów w amforze. Będzie czym podlewać jak deszcze się skończą.
Rozmrażamy prawdziwki na dzisiejszy omlet. Dziś dzień bez mięsa. Poza tym spokój. No może tylko Beatka jest w szale. Zakazali wyjazdów z psem do lasu i na płaskowyż. Można tylko przejść się na ulicy, a to po nic, mamy ogród. Basen jej nie wystarcza, kręci więc zawzięcie pedałami rowerka czytając książkę. Zaraz i ja idę kręcić. A może by jakieś dynamo podłączyć?
Jest 17h00, Moana wprawdzie o 15h00 skończyła szkołę, ale teraz zawzięcie odrabia prace domowe. Ale się za nich wzięli - cóż, ratują zamkniętych z dziećmi rodziców.

Nie wojna, nie terroryzm i nie kataklizmy naturalne, tym, co stanowi największe zagrożenie dla ludzkości, będzie wirus. Jeśli coś zabije 10 mln ludzi w ciągu najbliższych dekad, najprawdopodobniej będzie to wysoce zakaźny wirus, a nie wojna. Nie pociski, a mikroby. Częściową przyczyną są ogromne inwestycje w nuklearne straszaki przy znikomych nakładach na powstrzymanie epidemii. Nie jesteśmy gotowi na kolejną epidemię... nie można wykluczyć, że pojawi się wirus, który pozwala się czuć na tyle dobrze, że zarażeni zupełnie nie będą świadomi ryzyka. Wsiądą do samolotu, pójdą na rynek czy koncert i zarażą sąsiadów oraz przeniosą wirusa na duże odległości...
Bill Gates 5 lat temu.

Wtorek, 17 marca
Zagadka: w Palance gość dostał mandat, bo wyszedł z psem na spacer. Dlaczego?
Odpowiedź: pies był pluszowy.
Ogłoszenie: Pies na wynajem do spacerowania - 2€/10 minut.
Dopisek: Psie, dlaczego leżysz i prawie zdychasz? Pan zarobił na mnie 200€.

Linie lotnicze są wspaniałomyślne. Proponują nam darmową zmianę daty lotów. Gracias. Tyle, że piszą też o dopłacie do taryfy z dnia zmiany.
Ciekawe, nie mogą wykonać usługi i skazują cię na dodatkowe koszty. A co jeśli nie możesz już polecieć, bo, albo umrzesz, albo nie będziesz miał urlopu czy nawet ochoty lecieć w innym terminie?
Pieprzeni łaskawcy.


Idę czytać na rowerek. Dobrą książkę: "Buntowniczki. Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft", autorki Charlotte Gordon. O czym? Czy wiecie, że dopiero od 1999 roku w Wielkiej Brytanii kobieta jest właścicielem swojego ciała? Wcześniej mąż mógł wymusić gwałtem seks na żonie i nie było to przestępstwem. O tym. Między innymi. A nazwisko coś wam mówi? A Frankenstein? Polecam!

Czwartek, 19 marca - pięć dni od ostatniego wyjścia z domu, symptomów brak
Od wczoraj basen ma 31 stopni. Ciepły jest jak zupa. Zupa też jest ciepła - kapuśniak.
Gotuję go nam i Moanie i nieustająco się dziwię, że ją lubi, przecież ma tak dziwne smaki.
Wtorkowe placki ziemniaczane z wędzonym łososiem i jogurtem greckim pokropione cytryną bardzo wszystkim smakowały. Beatka się nawróciła i jadła je z rozkoszą, pewnie dlatego, że zrzuciła trzy kilo. Wróciła do swojej wagi i figury. 52 kg. Ja też się staram. Z niespodziewanych 93 kilo, w trzy tygodnie wróciłem do 88, ale celem jest 86 co przy wzroście 186 cm jest dla mnie idealną wagą. Zrezygnowałem tylko ze słodyczy i nadmiaru chleba. Wystarczyło. Wniosek prosty - wszyscy jesteśmy obżartuchami, kochamy jeść pyszności i musimy uważać na wagę, nawet my, uprawiający tyle sportu.
Wczoraj było carpaccio z frytkami polane oliwą z naszą bazylią i cytryną, z łodygami selera na parze jako warzywem. Do woli, jak zwykle. Dziś sushi, też do woli.
Piszę o tym, bo życie stało się monotonne, od posiłku do posiłku. Dla zachowania minimum kondycji codziennie pedałujemy na rowerku, dwa razy po 40 minut, czytając, jest też godzina basenu, a Beatka jeszcze robi swoje gimnastyki.
Wreszcie jest czas na porządki gdzie się da. Tylko w domu, ciągle przecież pada! Przestaje tylko na chwilę. Należy wierzyć, że natura dobrze wybrała taką pogodę, specjalnie na kwarantannę.
Zrobiłem więc w programie "calibre" porządki w książkach na Kindla, ściągnąłem recenzje i opinie do każdej z nich, mamy ich 486. Zająłem się też zdjęciami. Robi się ich tyle, zwłaszcza telefonami, a potem zalegają. Większość i tak jest bez wartości i można je wyrzucić.
Ryanair napisał maila, że będzie zwracał pieniądze za bilety. Na razie nie można nic z tym zrobić, ich serwery są przeciążone, albo tylko tak to ma wyglądać. Zobaczymy.
Moana pół dnia jest zajęta szkołą. Musze przyznać, że jestem mile zaskoczony. Po pierwszym dniu kłopotów wszystko hula, wideo, dźwięk oczywiście, nawet muzykę mieli i... basen. Napisałem basen? Tak, był filmik z pływalni, o zasadach zachowania, stylach i ratowaniu tonących. W przyszłym tygodniu będą pewnie pływać na sucho, hehe. Z wyjątkiem Moany, która ma kryty basen w domu. Szczęściara.
Kiedy wykręcałem kalorie na rowerku za szybą jej pokoju, usłyszałem jak mówi: "panie profesorze, czy mogę iść do toalety?". Śmiesznie to wyglądało w domu. 
Francuski Canal+ odkodował wszystkie swoje płatne programy pomagając w ten sposób ludziom trwać w domach. Nam niechcący też, ale my niewiele oglądamy. Dzienniki w południe i wieczorem. Miłe to jednak, każdy gest się liczy. Widać jak się narody jednoczą wobec niewiadomej, wiele tych zwykłych i wspaniałych ludzkich odruchów.
A Polacy? Cóż, jak zwykle dowcip o polskim kotle w piekle.
Przeczytałem o ginekologu z Poznania. Trzeba być idiotą aby wyjeżdżać widząc co się dzieje. Mój przyjaciel Jasiek zrezygnował z nart w Austrii i choć ma kłopoty aby odzyskać pieniądze, pewnie nie żałuje. A ten palant, jeśli już sknerzył mógł przynajmniej zrobić sobie test po powrocie. Jako lekarz miał chyba jakieś ułatwienia, nie wspomnę o deontologii zawodowej. Okropność.

SIĘ SUSHI

Oczywiście w szale przeglądania wszystkiego zrobiliśmy przegląd zamrażarki (-19 stopni):
RYBY I OWOCE MORZA
  • Bacalao - 6szt na 4 kolacje sushi + jedna kolacja dla 2 osób
  • Łosoś - 4 filety kolacje sushi + jeden duży na kolację dla 3 osób
  • Medialiony z tuńczyka - 4 szt na 4 kolacje sushi
  • Mątwy - 5 szt na 1 kolację
  • Filety z flądry - 6 sztuk na 2 kolacje
  • Kalmary - 6 dużych sztuk na 2 kolacje
MIĘSO
  • Ligawa na carpaccio - 6 sztuk na 5 kolacji
  • Ossobuco - 2 sztuki jako wkładka do 6 zup, a mięso dla psa na 6 razy
  • Kotlety jagnięce - 11 sztuk na 2 kolacje
  • Indyk - 2 filety na 2 kolacje
  • Kotlet wołowy - na 1 kolację z grilla
  • Kotlety wołowe argentyńskie - 4 sztuki na 2 kolacje
  • Kotlety wieprzowe długie - 2 sztuki na 2 kolacje
  • Przepiórki - na 1 kolację
  • Udka kurze - na 1 kolację
  • Koza - na 2 kolacje
  • Kiełbasa Śląska - 3 sztuki
  • Kiełbasa cielęca - 2 pęta
INNE
  • Szynki w plastrach - 2 szt
  • Polędwica łososiowa - 2 szt
  • Algi - 3 paczki
  • Warzywa - 3 paczki
  • Frytki - 1,5 paczki (na 8 razy)
  • Rosół - 1 litr
  • Chleb - 1 szt
  • Bułki - 3 duże, 7 małych, 6 razowych
  • Prawdziwki = 2 kg
Bieda Panie.

Niedziela, 22 marca
Dziś obudziłem się w zachwycie. Był świt, ptaki szalały wrzeszcząc niemiłosiernie w pierwszych promieniach wiosny. Towarzyszył im szum fal próbujących od zawsze zepchnąć naszą wyspę do oceanu. Otworzyłem przesuwną szklaną barierę i dźwięk otoczył łóżko, ale rześkie powietrze nie zdołało się przebić przez gorącą jeszcze kołdrę. Leżałem więc patrząc na gasnące powoli światła naszej cywilizacji.

Mój zachwyt naturą rozdarty był myślami o ośmiuset umarłych wczoraj Włochach i tym co nas czeka, i to pomimo, że wczorajsza wizyta w naszym sklepiku powinna mnie uspokoić. Ludzie czekający z dala od siebie, rozmawiający na odległość, "proszę nie wchodzić! jedna osoba w sklepie!" - zachowania dające odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Nie karność nimi rządzi, tylko strach i wyobraźnia.
U nas jest tyle zachorowań co w Polsce, ale mieszka tylko niecały milion ludzi. Pocieszeniem jest fakt, że kwarantanna zaczęła się wcześniej i jesteśmy na innym etapie rozwoju epidemii. 
Nie czuję strachu, jest to raczej zaciekawienie i żal, że być może nie zobaczę jak to się rozwinie czy skończy. Epidemie i wojny przewalały się przez Ziemię wielokrotnie, i mimo, że zabierały miliony, nigdy jeszcze wolny, i tak szybki, przepływ informacji nie miał takiego wpływu na postrzeganie świata. Inaczej mówiąc, nigdy ludzie nie mieli tak szerokiego dostępu do światłej myśli, która mogła wywołać jakiś cywilizacyjny szok. Może urodzi się jakaś nowa koncepcja, która przyśpieszy świadomość naszych ludzkich słabości i żądz, tych ostatnich to już mniej ludzkich. Pomoże w tym fakt, że wymrą mastodonci władzy i ci, którzy skumulowali kapitał.
Władza i pieniądz często idą w parze. Jednak najgorsze jest kiedy chce się zdobyć to drugie poprzez to pierwsze. Zdobywanie pieniądza jest umiejętnością samą w sobie, to zdolność, mimo tego, że często używane są do tego metody brutalne i mało ortodoksyjne. Władza natomiast, ta w naszych systemach oczywiście, jest wyrazem publicznego zaufania i oparta na społeczeństwie.
Aż dziw bierze, że ludzie wynajęci do zarządzania nami, tak szybko zapominają, że są tylko płatnymi usługodawcami. Może więc to wszystko trzepnie świrus? Może ludzie zrozumieją, że ta pogoń za władzą i pieniądzem jest iluzoryczna? Że wystarczy, zamiast wojny, jeden niekontrolowany wybuch epidemii, a wszystkie pseudo walory się wywracają? Że władza to głównie odpowiedzialność za społeczeństwa, wielka odpowiedzialność, której jak widać w naszych demokratycznych systemach już dawno zabrakło. Dzisiaj świrus pokaże to wszystkim w sposób niezwykle brutalny.      


Środa, 24 marzec

Wczoraj Beatka udała się po wodę i na zakupy.

Wodę (7x8litrów) z naszego źródełka nalała bez problemów, lało, więc w deszczu mało kto chciał się w to bawić. W sklepie w podziemnym parkingu naszego supermarketu było miejsce i... tłum oczekujących w odstępach osób. Z powodu deszczu wprowadzono wejście do sklepu przez garaż gdzie ludzie mogli spokojnie czekać i nie moknąć. Po pół godzinie czekania, doszła do wejścia właściwego. Tam dostała płyn odkażający, rękawiczki i odkażającą szmatkę do wytarcia wózka. Weszła. Wewnątrz ludzi było niewielu, mogła więc spokojnie zrobić całe zakupy obserwując przy okazji socjologiczne zachowania kupujących. Pod dostatkiem było ryb, mięsa, piwa, serów, owoców i warzyw (z wyjątkiem ziemniaków, za to bataty były), mocnego alkoholu, zniknęły za to oliwki, oliwa, nabiał, wędliny z wyjątkiem szynek suchych, chipsy i (o zgrozo!) w większości wino. Papier toaletowy wrócił na półki. Przy kasie pani w rękawiczkach i maseczce pomagała pakować, potem Beatka bezdotykowo zapłaciła, oddała do kosza rękawiczki, umyła płynem ręce i wróciła do domu spotykając po drodze mnie z psem. Korzystałem w przerwie w deszczu i wyszedłem, aby Duda rozprostowała łapy i nie trzeba było się z nią gonić wokół kaktusów i niszczyć trawnika.

Wczorajsza kolacja z owoców morza z quinoą i kalafiorem była, jak zwykle, cudna, choć Moana wolała przedwczorajszy gulasz z indyka z pieczarkami i ryżem w sosie z jogurtu greckiego, moją specjalność. Równie cudny był wspólny wieczór z Moaną, którą wprowadzamy w poważniejszą, choć nie zawsze poważną, kinematografię. Wczoraj obejrzeliśmy "Tootsi", wieczór wcześniej "Chórzystę". Dobre filmy. Cieszy nas, że rozumie treść po francusku i sens ich przekazu.

Drugi tydzień jej szkoły odbywa się poprawnie, ma dużo samodzielnej pracy, mniej lekcji, bo tylko trzy czy cztery dziennie. Gra też połączona z koleżanką. Dobrze, że są lektury zmuszające ją do czytania. Teraz to "Mały książę" Saint Exupery.

My nieustająco czytamy na rowerku, w południe, do lunchu, oglądamy dziennik. Nawet nie możemy jeść na zewnątrz przy takiej pogodzie. Co więcej, Teide pokryła się śniegiem i czasami wychyna zza chmur swoją białą czupryną. Choć nazwa tego wielkiego wulkanu jest męska - El Teide, to z powodu jego kształtu pięknej piersi kobiecej mówimy o nim "ona".

Z braku zajęć naprawiłem mój profesjonalny odtwarzacz Sony do kaset video8. Naprawa okazała się banalna, pękł pasek napędzający szufladę. Zastąpiłem go gumką recepturką i wszystko działa jak należy, choć wszystkim działa na nerwy skrzypiący dźwięk otwierania szufladki. Po naprawie poświęcam się zgrywaniu resztek kaset sprzed lat z różnych podróży. Nie będę ich montował, wszystkie są za długie, niech zostaną jednak w formie numerycznej jako wspomnienie z mojej przeszłości. Nikt ich nie będzie przecież oglądał. A szkoda, jestem na nich taki piękny i młody, mam piękny sztucer w Afryce Południowej (z którego nigdy nie strzeliłem), nurkuję na Bora Bora, jeżdżę na nartach wodnych w USA, no i pięknie na nartach w głębokim śniegu poza trasami w Val d'Isere we Francji. Cóż, starość nie radość, młodość nie wieczność.

Przy okazji usłyszałem ze starego nagranego dziennika, że Francja objęła kierownictwo Unii Europejskiej i od razu zaproponowała przyjęcie do niej krajów Europy Wschodniej. Po latach widać jacy byli durni.

Swoją drogą świrus pokazał jak w wypadku zagrożenia Unia nie potrafiła sprostać problemom. Każdy kraj zajął się sobą i swoimi obywatelami. Pokazał też jaki jest stopień zaufania społeczeństw do władzy, którą przecież sami wybrali. Zupełnie inny w zależności od kraju. Bardzo ciekawy problem socjologiczny. Będą znowu tematy do doktoratów, a nie w kółko przepisywanie nowych wersji tych samych. Mnie się podoba zachowanie Włochów, a i włoskich polityków przyznających się do popełnienia samych głupot. Hiszpanów też, jak i Francuzów, ale ich polityków zupełnie nie, kłamią jak z nut. W Polsce nie podoba mi się zachowanie Polaków, a polityków to już zupełnie nie. Nie są nawet politykami, to jakiś postkomunistyczne ludzkie twory, nie posiadające żadnego przygotowania do rządzenia czyli zarządzania. Twory zajęte wyłącznie utrzymaniem się lub dojściem do władzy dającej przywileje. Zgroza.

Rozmawiałem z "doktor Ewą, lekarką wiejską", która opowiedziała mi o braku wszystkiego, nawet porządnej maski w przychodni nie mają, i tragedii jej córki, która "będąc młodą lekarką" pobierała wymaz choremu w szpitalu. Okazał się pozytywny na świrusa, ale pracownicy szpitala nie mogli się doprosić o test dla pozostałych, nie było czym testować. Zrobiono to teraz, ale na wynik trzeba czekać dwa dni i prawdopodobnie pół szpitala jest zarażona, nie mówiąc o jej dzieciach i mężu. Czeka więc w domu na wynik siedząc jak na bombie. Niektórzy głupi piszą, że taki zawód i jest to wpisane w ryzyko. Głupi. To tak jakby wysłać strażaka do pożaru bez stroju ochronnego i sikawki lub żołnierza do boju bez karabinu. I nikt za to nie beknie, wyborcy zapomną, zresztą niewiele wiedzą, jak za dawnych lat telewizja po prostu kłamie. Ludzie jednak chcą wierzyć w te kłamstwa, czy z głupoty, czy lenistwa intelektualnego.

Mam znajomego Belga, który pojął za żonę Rosjankę. Wszystko było dobrze, nawet interesy prowadzili w Rosji, dzieci też zrobili. Teraz mieszkają na Teneryfie. Osobno. Nie wytrzymał jej rosyjskości, a raczej radzieckości. Człowiek radziecki to taki homo sovieticus. Homo sovieticus ma tylko jedną religię, jak i jego żona miała: telewizja rosyjska, której wierzy bezgranicznie. Kłóciła się z nim o wszystko, że Stalin to wyzwoliciel Europy, że nie mordował żadnych Ukraińców, czy Polaków w Katyniu, że gułagi nie istnieją, że w Rosji jest demokracja i żadnych dziennikarzy się nie zabija. Uważała, że świat żyje propagandą antyrosyjską i wszystkie podawane historyczne prawdy to wymyślone oszczerstwa. Przecież jej telewizja pokazuje jak było naprawdę. Myślę, że homo polacus też jest wielu, oj wielu.

Jak to się stało, że zdjęcia z różnych krajów azjatyckich pokazują wszystkich w maskach, nawet z krajów bliskiego wschodu,  gdzie każdy policjant czy żołnierz ma maskę, a w bogatej Francji żandarmi czy policjanci zasłaniają twarze szalikami sprawdzając respektowanie godziny policyjnej czy kwarantanny. Do czego to doszło? Ja wiem, we Francji po cichutku zmniejszono rezerwy strategiczne, bo zbyt dużo kosztowały, a pieniądze są potrzebne tam gdzie pozwalają wygrać wybory. W Polsce nawet nikt rezerwami się nie zajmował, są przecież ważniejsze decyzje, bo pieniądze są potrzebne tam gdzie pozwalają wygrać wybory. Czyżbym napisał dwa razy to samo zdanie? 500+500+, a potem to już +++++++ jak na cmentarzu.

Cóż, nasze europejskie cywilizacje w upadku doprowadziły do odcięcia się rządzących od narodu i pozwoliły im prowadzić wyłącznie walkę polityczną. Taką drogą zabawę na koszt podatników. Może jednak zrobiło się nam za dobrze? Może trzeba nam radykalistów?

Taki Trump, kazał budować dalej mur na granicy z Meksykiem. Uważam, że powinien go podwoić, a pomiędzy pole minowe zrobić. Dlaczego? A jak się nie odgradzać od kraju, w którym po aresztowaniu wysokiego członka mafii (nawet nie szefa!), bandyci wyszli na ulicę strzelając do kogo się da i grożąc, że będą kontynuowali w nieskończoność jeśli gościa nie wypuszczą z ciupy. No i co? Rząd wypuścił bandziora, bojąc się dalszego rozlewu krwi. Kraj w którym rząd nie rządzi. To jest dobry sąsiad przed którym trzeba otworzyć granice?  

Nie jestem pro Trump, ale dlaczego omawia się tylko niepoprawność polityczną, a nie sedno problemu. Idę na rowerek.


Czwartek, 26 marzec, Urodziny Beatki. Sto lat!
Dzięki Świrusowi uwierzyłem w boga. A co za tym idzie w diabła, no bo jeden bez drugiego żyć nie może, choćby chciał. To takie papużki nierozłączki. W zasadzie powinienem napisać boga z dużej litery, bo to nazwa własna. Ale czyja? Ja nie wiem, o którego boga chodzi, każdy, czy chrześcijanin, czy muzułmanin, czy, za przeproszeniem, żyd (z małej), mówi że to jest jego jedyny i prawdziwy. I w jego imię naparza się z innymi. Głupi ludzie, zamiast złożyć w biurze patentowym odpowiednie certyfikaty i już by mieli tego jedynego, no bo kto pierwszy ten lepszy. Pisał bym wtedy Bóg® i każdy by wiedział o jakiego chodzi. Skąd moja nagła wiara? Otóż:

Sztuka w jednym akcie:
"O upadku naszej cywilizacji na podstawie historii współczesnej Francji" 
Autor: Ja
Osoby: Macron (zwany Big Mac)*, Bóg® (ten nasz, zastrzeżony), Lucyfer (zwany Lucy albo Lucek, w zależności od tłumacza)
* w miejsce Macrona czytelnik może wstawić swojego ulubieńca, rządzącego w kraju czytelnika

W Paryżu w Pałacu Elysee, rezydencji prezydenta Francji

Siedzi Macron na tronie
i mimo, że ma łeb w koronie
rękami twarz zakrywa obiema
przyszłości przed nim nie ma

(no nie, nie będzie to wierszem - zbyt skomplikowane)

Mac: Bogu® pomóż mi. Co ja takiego zrobiłem, że to na mnie wszystko spada? Przecież to nie moja wina, że nie ma pieniędzy w kasie. Kto dał tym palantom w żółtych koszulkach wszystkie przywileje? Ja? Nie ja! Smolarze kolejarze wrzucali węgiel do kotła, płuca smalili i dym wciągali to można im było pozwolić na wcześniejszą emeryturę, i tak wcześniej schodzili i problemu nie było. Dostali też diety, darmowe bilety, zniżki dla rodzin i gwarancje zatrudnienia. A dziś? To praca jak każda. Siedzą tacy w klimatyzowanych pociągach i jednym palcem pracują. A wojskowi? Też nie było problemu, a to Indochiny, a to Algieria, połowa ginęła i można im było przywileje rozdawać do woli, i oczywiście wczesną emeryturę obiecać. Nawet czas liczyć trzykrotnie w atomowej łodzi podwodnej lub w locie Mirage'm. Jedni i drudzy długo nie żyli. Pierwsi świecili oczami ze wstydu, a drudzy od razu w trumnach latali. A nauczyciele? To samo, co drugi pylica płuc od kredy. Bogu® co robić?

Nagle otwiera się lustro i wychyna z niego gość z białą brodą i mówi:

Bóg®: Jak ci pomóc chłopcze?
Mac (zachwycony): wiedziałem, że istniejesz naprawdę Bogu®! No..., no..., wiesz, kasy mi potrzeba. Nie mam na emerytury, budżet mi pęka, ludzie żyją za długo w zdrowiu i zamożności,  wszędzie więc tnę jak umiem, służbę zdrowia ograniczyłem do minimum, z Polski tanich lekarzy ściągnąłem, strategiczne rezerwy masek i sprzętu zmniejszyłem o połowę, pielęgniarkom ledwo płacę więc strajkują i nie pracują. Nawet ilość nauczycieli zmniejszyłem, a w małych miasteczkach merostwa polikwidowałem, poczty, szkoły. Co robić? Nic nie pomaga. Klapa.
Bóg®: Zaradzi..

(w tym momencie huk, błysk, dym i smród siarki się rozniósł, a z arrasu z Arras wyskoczył Lucek)        
   
Lucy: Zaraz, zaraz, beze mnie radzicie? A czy ja w tym udziału nie mam? A kto wyrostek robaczkowy człowiekowi doszył? Przecież nawet Effel w swoim "Stworzeniu Świata" to pokazał?
Bóg® (do Macrona): Lucy zawsze gra nie fair.
Lucy (do Macrona): Nie rozmawiaj z nim, to wszystko jego wina.
Bóg®: Jak to moja?
Lucy: Jak tworzyłeś istotę miała być na lat trzydzieści, no może czterdzieści, sam sprawdzałem wielokrotnie. Była słaba, chorowita i nie było problemu z tłumem. Moje diabły wyrabiały się bez problemu. A teraz, zobacz jakie piekło mamy. Wszędzie tłumy, kotłów nie styka. Ludzi wszędzie coraz więcej. Tylko u ciebie luz. Kto więc pozwolił na wydłużenie wieku? Ty! Wszyscy żyją długo, emerytury biorą, a jak starzy to i więcej chorują, a szpitale drogie. Te problemy Macrona to twoja robota.
Mac (do Lucy): Hola, takiś mądry, to wymyśl jak temu zaradzić, skąd pieniądze brać? Podatki już nie wystarczają, będzie zadyma.
Bóg®(do Macrona): Nie słuchaj go, mam pomysł!
Mac (pod nosem): Tu pomysłu nie trzeba, trzeba cudu, syna wołaj.
Lucy: Macron, ty durny jesteś czy Mikron? Jaką ty szkołę kończyłeś? Chyba l'ENA (Szkoła Administracji Państwowej) albo SciencesPo (Instytut Nauk Politycznych)? Niczego was tam nie nauczyli? O jakich pieniądzach ty mówisz, tobie nie trzeba pieniędzy tylko odwrotnego myślenia.
Bóg®: Lucy zwariował, nic nie rozumie.
Mac: A jaki ty masz pomysł Bogu®?
Bóg®: Złoża ropy pod Francją załatwię.
Lucy: Bogu® i ekologia, ależ połączenie. Słuchaj Macron, tobie nie trzeba pieniędzy, zmniejsz zasadniczo liczbę emerytów i chorych, kasa ci wtedy zostanie.
Mac: Próbuję, chcę przedłużyć czas aktywności zawodowej z 62 lat do 67 jak w Hiszpanii, ale widzisz, strajk za strajkiem, wszystko blokują.
Lucy: Ty dalej nic nie rozumiesz
Bóg®: Mówię, nie jest Lucy fair.
Mac: Już widzę, ale ty chyba zwariowałeś Lucy, jak to wyjdzie na jaw to mnie zniszczą! Przecież nie będę bezużytecznych staruchów mordował!?
Lucy: Tyle doświadczenia w polityce na marne, przecież nawet prezydentem zostałeś. Wręcz przeciwnie, będziesz symbolem co to zwalczył... no powiedzmy... wielką epidemię. Trochę starych umrze, ale, per saldo, będzie się opłacało. Mam tu taką małą fiolkę...
Bóg®: O boże!
Lucy: Król zawsze w koronie zostaje.

Kurtyna


Sobota, 28 marca
Świrus uderzył w wiele zawodów, niektóre mogą być wykonywane w domu, inne nie. Część wykonywających te drugie jeździ do pracy - muszą podtrzymywać funkcje witalne każdego kraju. Im dziękujemy. Głównie śmieciarzom, bez nich, prócz świrusa, mielibyśmy dodatkowo inne choróbska.
Jest jednak jeden zawód wybitnie dotknięty świrusem. To złodzieje. 
Nie mogą na ulicy nikomu ukraść telefonu (Krzysztof na Teneryfie pięć tygodni temu), czy portfela (Leontyna, jego żona, na Teneryfie trzy tygodnie temu), ponieważ nie dość, że ludzie zachowują bezpieczną odległość w sklepach, to na dodatek na ulicach nikt się nie może grupować, a taka próba mogłaby skończyć się mandatem i złodziej byłby do tyłu. 
Co więcej, nie mogą okradać domów, i to z oczywistych  powodów. Z jednej strony trudno powiedzieć policjantowi, że powodem przemieszczania się jest chęć kradzieży, z drugiej, jak okradać domy i mieszkania kiedy ludzie w nich siedzą całą dobę?
Powiecie, że złodziej nie inwestuje w sprzęt i niewiele traci. Jak to nie inwestuje? Na Teneryfie w czasie europejskiej zimy liczba złodziei się potraja. Wiadomo, ilość turystów w hiszpańskich, i nie tylko, kurortach czy miejscach turystycznych maleje, trudno jest wtedy zarobić na życie. Trzeba zainwestować w bilet samolotowy i lokum (chyba, że niektórzy już mają własne, kupione, czego wykluczyć się nie da) i polecieć w miejsce, gdzie zawsze jest wielu turystów. Tym miejscem jest południowa Teneryfa zimą, gdzie wieczne wakacyjne rozluźnienie sprzyja ich pracy. Tłum też. Teneryfa jest mała, a Unia Europejska nie ma wielu miejsc gdzie jest wieczne lato i gdzie działa europejskie ubezpieczenie, jako że jest to teren Hiszpanii, czyli unijny.
Tak więc świrus i jego konsekwencje uderzył w złodziei jak w mało kogo. Czy rządy mają zamiar coś z tym zrobić? Wszyscy mówią o funduszach pomocowych, im się też należą. Na dodatek, kiedy taki złodziej jest na kwarantannie sam, to wychodzi z wprawy, przecież sam sobie portfela wyciągał nie będzie, a szlafrok czy marynarka na wieszaku nie czują.
Jest to więc zbliżone do tego co mówił mi magik, z którym kiedyś pracowałem w Austrii: kiedy codziennie nie trenuję, widzę różnicę, kiedy nie trenuję trzy dni, widzi to widz. Nie pamiętam dziś jego imienia, ale dzięki niemu umiem zgasić papierosa w jedwabnej chustce wziętej od dowolnej, przerażonej pani.
Złodzieje dziś są równie przerażeni. Pamiętajcie o tym kiedyś, kiedy stracicie portfel czy telefon.


D.


Poniedziałek, 30 marca
Dni mijają podobne do siebie. Od posiłku do posiłku, od dziennika do dziennika, zmieniają się dania, zmieniają się też świrusowe cyferki.
Wczoraj Beatka poszła na basen popływać, zanim Moana zacznie mącić wodę swoimi zabawami, Moana kończyła jeszcze grę z koleżanką, a ja zasiadłem zobaczyć początek południowego dziennika.
Kiedy znów pokazali obrazki z Włoch, trumny w ilościach wojennych, ludzkie przerażenie i ciszę - rozkleiłem się. Łzy płynęły mi po twarzy i trudno mi było zapanować nad żalem, współczuciem i bezsilnością.
Nie o Włochów szczególnie chodzi. Po prostu przybiera to powoli wymiar hekatomby, od której mojemu pokoleniu udało się do teraz uchronić. Byliśmy wprawdzie wymęczeni komunizmem i jego ograniczeniami, ale nie otarliśmy się o grozę wojny, kiedy to człowiek boi się człowieka, a strach czai się na każdym kroku. Ten strach pojawił się teraz.
O najbliższych, o przyjaciół, o nas samych. Przecież każdy z nas ma jeszcze kilka spraw do załatwienia na tym świecie i głupio by było tak to zostawić. O młodych nie mówię, im życie się należy.
Wieczorem, po kolacji z pieczonych na łożu z porów filetów flądry z warzywami, nalaliśmy sobie, tak jak na Bubu, po kieliszku starego rumu. Znów byliśmy jak na łódce - sami. Usiadłem bokiem do stołu, nogi położyłem na udach Beaty, która, skupiona na ekranie, objęła mi dłońmi stopy. A ja patrzyłem na nią. Światło telewizora omiatało jej twarz tworząc coraz to nowe makijaże. Kurze łapki w kącikach oczu wibrowały w zależności od napięcia wywołanego tym co słuchała.
Mój zachwyt jej urodą rośnie w miarę jedzenia, jej włosy, oczy, kształt głowy, rysy twarzy, choć tak mi znane, odkrywam ciągle na nowo. Z miłością patrzę na jej figurę, o którą tak dba i czym często mnie denerwuje. Myślałem o tym, że to wszystko jest takie moje i daje mi możliwość codziennego przeżywania estetycznych uniesień, uniesień w atmosferze jej łagodności, wrażliwości i pomysłowości, i że żal by było to wszystko stracić i pójść w nieznane.  


Postaraj się Bogu®. 


Środa, 1 kwietnia

Wyszedłem rano na taras i spojrzałem na róże Beatki i samo z siebie wymyśliło mi się motto:
"Nie z każdego pączka róża".
Niby nic, ale próbując się wgłębić w sens tych słów, widzi się ich wielowymiarowość. Spróbujcie.
Inne motto też mi się dziś spodobało:
"Normalność się skończyła. Były to czasy najlepsze i były to czasy najgorsze" - tak pisał Charles Dickens rozpoczynając "Powieść o dwóch miastach". Wiele wskazuje na to, że opis idealnie będzie pasował do czasów po koronawirusie.  
Normalność rozpada się na naszych oczach. Nie wiemy jeszcze, kiedy nadejdzie "życie po koronawirusie", ale jestem pewien, że będzie wyglądało inaczej niż to przed pandemią. Z sytuacji kryzysowych wyłaniają się rzeczy nowe. Niektórych powinniśmy wyczekiwać, innych już teraz możemy się obawiać.
Zapomnimy o ekologii i zmianach klimatycznych
Najważniejszy trend czasów przed koronawirusem? Ekologia. Zdjęcia Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci zostały w pamięci ludzi, więc nawet w Polsce znaczna część nie miała problemu, by pożegnać się ze słomkami, plastikowymi kubkami i jednorazowymi reklamówkami. A ci, którzy mieli opory, zostali zmuszeni obowiązkowymi opłatami za foliówki, które wprowadziły krajowe sklepy. Smog stał się tematem politycznym również w Polsce i wiele wskazywało na to, że będzie powodem do dyskusji w tegorocznej kampanii prezydenckiej. A potem nadszedł czas koronawirusa.
W Wielkiej Brytanii apelowano, by zrezygnować z opłat za jednorazową reklamówkę. Europejski Starbucks wycofał się z kubków wielokrotnego użytku. Warzywa i owoce pakowane w plastikowe opakowania, często po jednej sztuce, jeszcze miesiąc temu budziłyby oburzenie. W dobie koronawirusa objawiły się jako bezpieczniejsze od luzem pozostawionych produktów, dostępnych na wyciągnięcie ręki każdego potencjalnego zakażonego.
Chociaż sieci zapowiadają, że wszystkie te zmiany są tylko tymczasowe, zero waste czy ekologia dziś wydaje się być fanaberią czasów bezpieczeństwa. A przecież nie wiemy, kiedy powrócą. Choroba wywołana koronawirusem nie odejdzie jednego, konkretnego dnia. Zły plastik staje się obrońcą ludzkości przed zarazkami i trudno będzie zapomnieć o jego dokonaniach w tych niełatwych czasach.
Samochód: symbol wolności i... bezpieczeństwa
Podobnie jak samochód. Polskie miasta - w tym Kraków czy Gdynia - zrezygnowały z opłat za parkowanie, by zachęcić do poruszania się nimi, a nie komunikacją miejską, w której zresztą wprowadzono ograniczenia liczby pasażerów.
Praca aktywistów i ich wieloletnie namawianie do przesiadania się do autobusów i tramwajów traci na znaczeniu - według danych z aplikacji monitorującej transport publiczny Moovit, w zachodnich państwach (jak Włochy, Hiszpania czy USA) podróże autobusami, tramwajami, a nawet rowerami spadły w niektórych miastach, jak Madryt czy Mediolan, aż o 84 proc. Podobne liczby dotyczą Polski. W rozmowie z serwisem transport-publiczny.pl Tomasz Andrzejewski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Transportu Urzędu Miasta Łodzi, poinformował, że w mieście liczba pasażerów spadła o 80 proc.
Ma to związek z kwarantanną czy pracą zdalną, ale osoby, które muszą się poruszać, stawiają na cztery kółka. Samochód przez wiele lat był symbolem wolności i niezależności, obecnie zyskuje kolejną ważną cechę: gwarantuje bezpieczeństwo oraz izolację od innych.
Badania pokazują, że w okresie pandemii powietrze staje się czystsze - najpierw zauważono to w Chinach, gdzie znacząco spadł poziom dwutlenku azotu, a potem we Włoszech. Tyle że prędzej czy później home office się skończy i niektórzy będą musieli wrócić do biur oraz szkół. Strach po COVID-19 nie opuści nas jednak tak szybko, by bez strachu wsiąść do zatłoczonej komunikacji miejskiej, w której co chwila ktoś kaszle i kicha.
Obrazek rozsyłany przez aktywistów, prezentujący pięcioosobowe auto z jednym kierowcą, mający być krytyką niepotrzebnego zajmowania ruchu, w nowych czasach może kojarzyć się z rozsądkiem. Nie tylko nie daję się zarazić, ale też nie stanowię ryzyka dla innych.
Co gorsza, istnieje ryzyko, że wyboru nie będzie. PKS-y będące przed koronawirusem w fatalnej sytuacji, dziś kasują połączenia lokalne i dalekobieżne. Na przykład z Łodzi nie pojedzie się już do Ostrowca Świętokrzyskiego, Lublina, Zamościa, Koszalina czy Czech - kursy zawiesiły zarówno PKS Łódź czy PKS Ostrowiec (w tym również lokalne połączenia), jak i prywatne firmy, w tym Leo Express. Z kolei PKP Intercity wstrzymało pociąg jeżdżący między Szczecinem a Warszawą. Nie wiadomo, czy będą finansowe możliwości, by reaktywować je po pandemii.
Koniec z zagranicznymi wojażami. Dla niektórych
Zdaniem analityczki Kamili Gaweł z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej strach przed tłumem będzie ciosem w branżę turystyczną. Pamięć o koronawirusie może sprawić, że ludzie będą wybierać bliższe im atrakcje niż lokacje wymagające podróży samolotem. W końcu spędzenie kilkunastu godzin w ciasnym samolocie - a przecież niedawno myślano o wprowadzeniu miejsc stojących! - by trafić do miejsca, gdzie zachorowań mogło być więcej niż w Polsce, nie wydaje się być dobrym i odpowiedzialnym pomysłem. Pandemia zmieni te nawyki.
Równocześnie jednak trudno liczyć na to, że ludzie przyzwyczajeni do częstych zagranicznych wojaży nagle wybiorą Łowicz lub Roztocze zamiast Tajlandii czy Kanarów. Po prostu zmieni się to, czym będą podróżować. I za ile. Branża lotnicza jest w olbrzymim kryzysie, wielu przewoźników może upaść. Tanie bilety mogą nie okazać się wystarczającą zachętą - ważniejsza będzie nie niska cena, a bezpieczeństwo, które zaoferować mogą nieliczni. Ale to będzie kosztować.
Na początku pandemii odnotowano wzrost lotów prywatnymi samolotami. Jettly, jedna ze spółek wynajmujących maszyny, zwykle w tym okresie miała od 2 do 3 tysięcy zamówień dziennie. Od połowy stycznia liczba ta się potroiła. Na dodatek jeszcze przed pandemią wzrosła też ich sprzedaż - w 2019 roku odnotowano prawie 10 proc. skok względem poprzedniego, a według przewidywań w ciągu dekady ma przybyć przeszło 8 tys. zamówień.
Tymczasem takie jednostki generują 40 razy więcej zanieczyszczeń na osobę niż zwykłe loty komercyjne. Prywatne samoloty mogą być dla ruchu lotniczego tym, czym samochód dla komunikacji miejskiej - "bezpieczną" alternatywą, oddzielającą bogatych od potencjalnych nosicieli wirusa gromadzących się na lotniskach. Co z tego, że trują, skoro gwarantują ochronę. Problem znany od lat jeszcze bardziej się nasili.
Tym bardziej że tanie podróżowanie może stać się wspomnieniem ery przed koronawirusem. Niedawno Alstom, producent pociągów dużych prędkości, zaprezentował, jak może wyglądać wagon nowej generacji. Oglądając materiał teraz zauważamy, że jego twórcy wydają się być wizjonerami. Fotele są modułowe, więc można je dokładać lub usuwać, by zrobić więcej miejsca - wiadomo, która opcja przyda się bardziej w czasach przymusowego dystansu, który po koronawirusie wejdzie w krew.
Siedziska na dodatek są szerokie i bardzo często pojedyncze, z odpowiednią odległością do pasażera na przeciwko. Coś, co jeszcze na początku miesiąca mogło wydawać się zapowiedzią wygody, dziś należy odbierać nieco inaczej - to będzie konieczność, by transport wzbudzał zaufanie. Super komfortowymi pociągami czy samolotami nie każdy będzie mógł się poruszać, bo mniejsza liczba miejsc będzie wymagać droższych cen za bilety. Twórcy koncepcji nie mogli tego przewidzieć, ale niewielka liczba pasażerów w wizualizacji jest wręcz symboliczna.
Bogaty może więcej
Koronawirus jeszcze bardziej uwypukli różnice pomiędzy bogatymi a biednymi. Pandemia nie ominęła elit - zachorował szef Apple Tim Cook, gwiazdy Hollywood jak Tom Hanks czy ważni politycy, ale to właśnie elity szybciej znajdą sposób na schronienie i przede wszystkim rozpoznanie zagrożenia. Dla władz stanu Oklahoma zbadanie koszykarzy Utah Jazz było priorytetem, mimo że przeprowadzenie testów dla niemal 60 pracowników klubu wykorzystało 20 proc. zasobów. Wielu z oburzeniem zareagowało na fakt, że koszykarze od ręki dostali testy, które ogranicza się chorym mieszkańcom.
Ograniczenia w podróżowaniu czy przemieszczaniu nie muszą być związane wyłącznie z kwestiami finansowymi. Premier Izraela zapowiedział, że zaawansowane systemy cyfrowe służące dotąd do śledzenia i zwalczania terroryzmu pozwolą lokalizować osoby, które miały kontakt z zarażonymi koronawirusem. W podobny sposób swoich obywateli monitoruje Korea Południowa. Agencja Reutera donosiła, że chińska firma Hanvon opracowała system, który rozpoznaje twarz nawet, jeśli nosi się maskę.
Z kolei w Belgii drony sprawdzają, czy mieszkańcy nie łamią przepisów związanych z ograniczeniem kontaktu z innymi ludźmi. Z każdego innego powodu widok patrolującego urządzenia - kojarzący się z filmami science-fiction - wzbudzałby niepokój, podobnie jak ścisłe kontrole na granicach czy lotniskach.
Teraz sytuacja jest jednak zrozumiała. Im dłużej drony czy szpiegowskie aplikacje będą w użyciu - a raczej nie zanosi się na to, by po miesiącu stwierdzono, że już nie są potrzebne - tym łatwiej będzie się do nich przyzwyczaić.
Inwigilacja wejdzie na wyższy poziom
A władze wielu państw mogą dojść do wniosku, że skoro nowe metody obserwacji sprawdziły się w walce z koronawirusem, to dlaczego by nie zachować ich dalej w celu zmniejszenia przestępczości czy oznaczenia podejrzanych jednostek lub dzielnic? Temat ochrony prywatności, podobnie jak ekologii, schodzi na dalszy plan: w końcu nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Jeśli jednak zapomnimy o tej dyskusji, możemy obudzić się w innej, bardzo niebezpiecznej rzeczywistości.
Nawet zanim dojdzie do tego czarnego scenariusza, na celowniku będą przecież osoby, które w najbliższych miesiącach mogą mieć kontakt z zarażonymi lub będą przebywać w miejscach, gdzie liczba chorych jest wyjątkowo duża.
A co za tym idzie nie będzie się ich wpuszczać na dworce, lotniska, do galerii handlowych czy na koncerty, gdy już takie znowu będą organizowane. Przepustką będzie zaświadczenie o tym, że nie jest się chorym lub przyjęcie szczepionki, gdy ta się już pojawi.
Chiński system kontroli obywateli - tak zwany Social Credit System, System Społecznego Zaufania, zakładający, że nawet drobne przewinienia jak wyrzucenie śmieci na chodnik powodują utratę punktów, które wpływają np. na dostęp do biletów lotniczych - może być inspiracją dla wielu państw, które będą chciały radzić sobie z chorymi. Tylko jak wyleczyć się z choroby, kiedy politycy najpierw wolą zadbać o najbogatszych, czego przykładem jest drużyna Utah Jazz?
Sytuacja zza oceanu dotyczy również nas, bo prezes Rakowa Częstochowa uważał, że Ekstraklasa powinna wznowić rozgrywki, ale piłkarze musieliby zostać przebadani na obecność koronawirusa. W kraju, gdzie testy trafiają jedynie do potrzebujących, otrzymaliby je piłkarze, bo przecież "show must go on".
Brudna gotówka będzie wspomnieniem
W Polsce płatności bezgotówkowe cieszą się olbrzymią popularnością, a w ostatnich tygodniach i zapewne w najbliższych miesiącach padną rekordy. Sklepy czy firmy kurierskie zachęcają do płatności kartą albo serwisami płatniczymi. Gotówka - będąca idealnym "nosicielem" zarazków - może być kolejną ofiarą koronawirusa ku uciesze wszystkich, którzy chcą, by każda transakcja była rejestrowana i na widoku. O ile brzmi to jak kolejna przesadzona teoria spiskowa, o tyle pojawiały się już głosy, że gotówka rzeczywiście jest w pewien sposób bezpieczniejsza. W czasie pandemii czasami wyboru już nie ma, bo niektóre sklepy odmawiają przyjmowania banknotów.
Nadchodzą czasy ponure. Tyle że historia jest dowodem na to, że świat nigdy nie był wyłącznie czarny lub biały. Dobre rzeczy działy się obok. I tak zapewne będzie tym razem. Powodów do optymizmu jest równie dużo, co obaw.
Chociaż pielęgniarka rozmawiająca z reporterem WP Pawłem Kapustą nie ma wątpliwości, że podziw dla wcześniej lekceważonych zawodów - jak właśnie pracowników służby zdrowia, ale też kurierów czy kasjerów - w końcu zmaleje, można wierzyć w to, że tak się nie stanie. Zbiórki i różne społeczne akcje pomocy służbie zdrowia mogą na początku wydawać się typowym krótkotrwałym zrywem. Ale dokładniejsze sprawdzenie pokazuje, że dzieje się ich zbyt dużo w wielu niezależnych od siebie sektorach, by ich suma nie złożyła się na pewien społeczny proces, którego skali i intensywności jeszcze nie znamy.
Pomoc starszym, zwrócenie uwagi na słabszych, wspieranie lokalnych biznesów - w mediach społecznościowych pełno jest małych oddolnych inicjatyw, jak wspieranie klubów, księgarń czy kawiarni w formie zbiórek lub bonów, które będzie można wykorzystać, gdy sytuacja się uspokoi. Mamy dowód, że w kryzysowym momencie nawet wykupienie 10 kg ryżu na niewiele się zda, jeśli pandemia będzie trwać dłużej niż dwa tygodnie. W pojedynkę nic nie zdziałamy. Potrzebujemy wspólnoty, solidarności, a koronawirus udowadnia, że jesteśmy w stanie być razem.
Szansa dla nowego systemu?
W debacie publicznej słyszalne są dyskusje, które jeszcze wcześniej były tylko teoretyczne lub zajmowały tylko ekspertów - jak gwarantowany dochód podstawowy czy konieczność większego opodatkowania miliarderów oraz ich faktycznej roli w "naprawianiu świata".
Przed koronawirusem wielu zastanawiało się, jak możliwe jest opłacanie kogoś, kto nie pracuje. Tymczasem dziś mnóstwo osób zostało pozbawionych środków do życia nie dlatego, że byli niezaradni czy leniwi - po prostu tak się stało. Inaczej patrzy się na kryzysowe sytuacje i fakt, że można znaleźć się bez środków do życia, gdy istnieje ryzyko, że spotka to każdego z nas, a nie tylko osoby "gorzej wykształconej" czy "niezbyt przedsiębiorczej". Pogląd, że każdy jest kowalem swojego losu, został skompromitowany.
To rzuca nowe światło na podejście do pracy i udowadnia, że niezbędna jest pomoc państwa. W chwili, gdy lada moment każdy może potrzebować opieki medycznej, jeszcze bardziej oburza fakt, że w Polsce 1,5 mln osób jest nieubezpieczonych, a w Stanach Zjednoczonych liczba ta dobija do 30 mln. Tak, świat sprzed koronawirusa był źle ułożony. Otwiera się pole do dyskusji i wprowadzenia nowych inicjatyw.
Czy naprawdę normalną sytuacją był fakt, że na półkach w Polsce czy innym europejskim państwie znajdowały się owoce i warzywa z Chin lub pozostałych dalekich regionów? Zaczynamy zastanawiać się, jakie koszty trzeba ponosić z powodu wygodnej globalizacji. I myśleć, że może lepiej kupować rzeczy, które produkowane są koło nas i które zawsze blisko nas będą, by nie być zdanym na łaskę lub niełaskę globalnego handlu. Widziałem debatę na temat aplikacji, które podpowiadają, skąd pochodzi kupowany produkt.
Czy rzeczywiście co roku potrzebowaliśmy nowego iPhone'a i jeszcze większego telewizora? Wiele wskazuje na to, że kolejne modele elektronicznych gadżetów będą mieć swoją premierę później niż zakładano - brakuje części, fabryki stoją. A nawet gdy produkcja ruszy, to analitycy przewidują wzrost cen. Owszem, problem nie dotknie bogatszej części społeczeństwa, tyle że i tak argument w postaci wypchanego portfela nie pomoże, skoro nowego iPhone'a po prostu nie będzie. Galopująca konsumpcja zostanie wstrzymana na kilka miesięcy. Potem może się okazać, że było to wyzwolenie. A świat bez nowych spodni i gadżetów się nie zawalił.
Jakże pokrzepiający jest fakt, że w dobie koronawirusa wszyscy czekają na szczepionkę. Zwolennicy teorii spiskowych, których wprawdzie nadal nie brakuje, są dzisiaj w podziemiu. Większość zdaje sobie sprawę, że tylko nauka może nas uratować. Autorytetami są lekarze czy specjaliści z WHO, których poglądy i opinie jeszcze niedawno były lekceważone i ignorowane. Daje to nadzieję na to, że świat rzeczywiście może wyglądać inaczej.

Prima Aprilis!, tekst powyżej nie jest mój, a Adama Bednarka skopiowany (z poprawkami i literówkami)  z WP. To niby mój żart, ale dokładnie opisuje to co myślę, więc przekazuję go czytelnikom do zastanowienia.


Czwartek, 2 kwietnia
"Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań" to słowa piosenki.
Ja też mam papier, że jestem Polakiem, ale mój system zachowań już polski nie jest. Wyjechałem mając 20 lat i zamieszkałem wśród innych narodów. Z początku czułem się imigrantem, w jakiejś formie intruzem. Dość szybko jednak okazało się, że daję coś z siebie i staję się - na równych prawach - członkiem innych społeczeństw. Kiedy na dodatek popadłem w relatywną zamożność, to ja zacząłem wymagać, byłem siłą napędową dzięki moim umiejętnościom, wykształceniu i sporym podatkom, które płaciłem.
To pomieszkiwanie wśród innych pozwoliło mi na inne spojrzenie na świat, granice narodów, ich historię, kulturę, różnice tworzące w konsekwencji większy lub mniejszy nacjonalizm.
Dla mnie ten nacjonalizm jest w jakiejś formie przeżytkiem, ochroną niczego. Wprawdzie Unia Europejska zawiodła na całej linii wobec pojawienia się korona świrusa, jednak on sam pokazał, że granice dawno przestały istnieć, dzięki dzisiejszej łatwości przemieszczania się po całej ziemskiej kuli. Migracje wirusów, a zwłaszcza ludzi istniały zawsze, były jednak powolne. Przyśpieszenia dodawały wojny, w czasie których żołnierze gwałcili do woli kobiety w napadniętych (lub wyzwalanych, patrz byłe NRD) krajach. Z tych gwałtów, a okupacje trwały często długo, narodziło się bardzo wiele dzieci.
My Polacy, wymachujący pięścią Szwedom za potop, Rosjanom za wyzwolenie, Niemcom za okupację, nie bierzemy po uwagę, że może już dawno Polakami nie jesteśmy. Może w żyłach każdego z nas płynie po trosze krew każdego z tych historycznych najeźdźców? To była taka niechciana, przymusowa migracja plemników.
Mimo tej wymieszanej krwi, zostaje jednak ten "cały system zachowań". To on tworzy wspólnotę, poprzez tradycje, wspólne przeżywanie historii, poprzez propagandę władzy umiejętnie układającą społeczne struktury, co widać dziś choćby w społecznej pozycji kobiety.   
Nie ukrywam, że nie lubię Polaków jako całości, jako narodu. A może raczej z lubieniem to ma niewiele wspólnego, tylko z szacunkiem. Oczywiście mam polskich przyjaciół, mam ich jednak też we Francji, więc z krajem ich pobytu lub urodzenia ma to niewiele wspólnego. Przyjaciele są ludźmi, a nie Polakami czy Francuzami. Gorzej jest u mnie jednak ze stosunkiem do całości, do polskiej narodowości.
Polacy zawsze nie radzili sobie właśnie z poczuciem wspólnoty, a głównie z poczuciem indywidualnej odpowiedzialności za tę wspólnotę. Aż dziw bierze, że mimo rozbiorów i przez tak długi okres braku państwowości, zachował się polski język, co, w konsekwencji, pozwoliło na utworzenie dużego państwa o językowej spójności. Zawsze mnie to dziwiło.
Aby się zjednoczyć, Polacy potrzebują wybitnego zagrożenia, budzi się wtedy ułańska fantazja. Tyle, że jest ona - jak to fantazja - absolutnie nieracjonalna.
Nigdy w naszej historii nie potrafiliśmy, umiejętnością zarządzania polityką zagraniczną, zapobiec tragediom i klęskom  - do tego potrzebne było właśnie, indywidualne poczucie odpowiedzialności zarządzających krajem. Polską jednak zawsze rządziła prywata, zakompleksieni, próżni i rządni władzy lub pieniędzy egoistyczni maluczcy. Jednak nie była to ich wina, byli jacy byli, a ciemny naród nie miał na to zbyt wielkiego wpływu.
Od pewnego czasu w Polsce to my wybieramy tych rządzących i dajemy im instrumenty władzy. Nasze wybory, mimo tego, że wolne, nie są najlepsze, zapewne z braku wiedzy, wykształcenia i rozumu narodu. O tej ciemnocie narodów wiedzieli: i Napoleon, i Hitler, i Stalin, pokazali nam jak łatwo jest każdy naród kupić - wystarczy obiecać byle co: przestrzeń życiową, pieniądze lub pokazać twardą pałkę. Nasz naród ciemnym był kiedyś, i takim pozostał dzisiaj, mimo tak łatwego przepływu informacji. To nie dostęp do wiedzy daje wiedzę, a nauka i doświadczenie.  
Jest więc możliwe, że prezydent takiego narodu, w słusznej i dla dobra ogółu sprawie zdrowia zamknął naród w domach prosząc aby wychodzili rzadko, tylko w celach pierwszej potrzeby. Każdy naród w wypadku zagrożenia, chcąc nie chcąc, ufa władzy, zakupy robi więc raz w tygodniu lub rzadziej i znosi trud zamknięcia, a przede wszystkim strach przed tym co się stanie po. Ta niewiedza jest chyba dla przeciętnego człowieka najtrudniejsza. A potem ten sam prezydent, mówi, żeby ludzie, najlepiej wszyscy razem, w jeden dzień, wyszli do wyborów? 
Mieszkam z dala od Polski i patrzę na swój kiedyś kraj ze zgrozą, nawet z obrzydzeniem. Smutne, że nie tylko na ten jeden. Pisałem już o moim rozczarowaniu człowiekiem. Człowiek to fatalna, nieudana seria stwórcy. Ale jak to w każdej produkcji - zdarza się niedoróbka. Trafia się wtedy coś odwrotnego niż by się chciało. Oto trafiłem na taki wybrak z fatalnej polskiej serii:

Burmistrz Kęt Krzystof Klęczar do wicemarszałka sejmu RP Ryszarda Terleckiego po jego wypowiedzi w Radiu Kraków (Samorządy są też częścią władzy państwowej. On nie może sobie działać poza prawem. Oczywiście są przepisy, które umożliwiają postępowanie wobec takich osób, które chcą się ustawić ponad prawem. Można wyznaczyć komisarzy. Niech ci samorządowcy, którzy teraz buńczucznie zapowiadają, że złamią prawo, liczą się ze stratą stanowisk) :

"Szanowny Panie, może Pan tego nie rozumie, ale są w życiu sprawy ważniejsze niż 'stanowiska'. Burmistrzem się bywa, człowiekiem się jest. Nie Pan dał mi 'stanowisko' i nie Pan mi je odbierze. W ostatnich wyborach zaufało mi ponad 78% głosujących Mieszkańców Gminy Kęty, to Im ślubowałem służyć, nie 'stanowisku' czy Panu Marszałkowi. Mam mnóstwo wad, ale jestem uczciwy. Nie narażę zdrowia i życia moich Pracowników i Mieszkańców. Ludziom, którzy mnie wybrali, pozostanę wierny.      
W temacie komisarza odpowiem krótko, cytatem, który od lat jest dla mnie drogowskazem: 'Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie można pokonać'. Urzędnik może wstawić Komisarza. Burmistrza wybrać i odwołać mogą tylko Obywatele. Dodam też, że nie martwię się o siebie. Poza magisterką i doktoratem mam jeszcze 3 hektary ziemi i dwie silne ręce. Nie boję się pracy, Dziadek i Ojciec mnie jej nauczyli. Na chleb dla rodziny zarobię. Stając w obronie zdrowia Obywateli, nie łamię prawa. Do takiej postawy obliguje mnie nie tylko elementarna ludzka przyzwoitość, ale też kluczowe zapisy Konstytucji RP" 

Dziękuję Panu, Panie Klęczar, jaka szkoda, że jest Pan tylko wybrakiem.   

Wtorek, 7 kwietnia
Nie chciałbym już pisać o świrusie, ale jak nie pisać, kiedy życie toczy się wokół niego. Tfu, nie życie, śmierć się toczy wokół niego. Współczuję wszystkim, zmarłym, że umarli, ich rodzinom, że nie mogli być przy umierających. To najbardziej podłe.
Jest jednak coś cudnego w tej całej historii. Już od dawna piszę o tym, że nie wierzę w człowieka. Znaczy to, że nie żal mi będzie opuścić ten padół, żal będzie tylko zostawić tych kilka osób, które kocham. Tych co kocham mogę policzyć na placach jednej ręki. Ci co wiedzą, to się znajdą. Dla równowagi dodam drugą rękę, mieszczącą tych, których bardzo kocham. Zostają nogi. Te są jednak do kopania. Też dziesiątka by się znalazła.
Reszta to głupki, dlatego nie żal mi was zostawić i męczcie się. Obrażam wszystkich?
Nie obrażam. Tak właśnie jest.
A jak jest?
Żyjecie wszyscy w krajach, które nie mają pieniędzy już na nic, na lepsze ubezpieczenie socjalne, na szkoły, na szpitale. Wszędzie ich brakuje. Nierówność też jest coraz bardziej dostrzegalna. Zawsze jednak pieniądze znajdują się na jedną rzecz. Jaką? To powiem.
Taki mały kraik jak Polska, nie będzie walczyć z całym światem, aby dbać o swoje bezpieczeństwo, nawet nie może z najbliższymi sąsiadami,. No, może tym małym mógłby przyłożyć - Czechom, Słowakom czy Litwinom. Mógłby nawet najechać wielką Ukrainę, aby odebrać historyczne swoje. Jednak z Niemcami, a zwłaszcza Rosjanami lepiej nie zaczynać, jesteśmy na to za słabi. Co więc taki kraik robi?
Wchodzi do NATO, czyli robi to, czego nie zrobił w latach 30-tych zeszłego wieku. Wtedy nie połączył się z Hitlerem przeciwko komunistycznej, już niebezpiecznej dla niego, Rosji. Zapłacił za to wielką cenę, ludzką, a potem czasową - okres komunizmu.
Kraik trochę zrozumiał, że być pomiędzy młotem a kowadłem jest głupią pozycją, lepiej być częścią młota, lub, w ostateczności, kowadła. Tak więc kraik przyłączył się tym razem do Niemców, no i wielkich Amerykanów, aby być bezpieczniejszym i móc z optymizmem patrzyć w przyszłość. Tylko, że w tej grupce jest już tyle krajów, w tym sąsiadów, że już nie ma kto na kogo napadać lub kogo się bać.
I tu wydawało by się, że można by nawiązać do początkowego zdania tego tekstu. Jeśli kraik  musiał wydawać wiele pieniędzy na armię aby czuć się bezpiecznie, teraz, będąc już po dobrej stronie mocy, część tych pieniędzy mógłby wydać na mądrzejsze niż armia cele. Nic błędnego. Nic takiego się nie stało. Lobby wojskowych, biznes i temu podobne nie pozwolą.
Czyli kretynizm, ale uwaga! - jeszcze nie do potęgi. 
Grupa, no bo przecież nie grupka, tych krajów ma ciągle naprzeciw Rosjan i Chińczyków. Pierwsi, dzięki złożom, a drudzy dzięki nieograniczonej sile roboczej, urośli w siłę, na dodatek jedni i drudzy są nieobliczalni politycznie. No i co na to nasza grupa?
Korona świrusie, dzięki! Pokazałeś, że kretynizm świata jest jednak do potęgi.
Otóż, świrus pokazał, że kraje tej durnowatej grupy, która wydaje miliardy miliardów dolarów i euro na zbrojenie się, jest kompletnie uzależniona od swoich teoretycznych wrogów. Okazało się, że takie potęgi nuklearne jak USA, Francja, Anglia i inni członkowie z Polską na czele nie są w stanie zabezpieczyć siebie w nic. Wszystko kupują u wroga! Każdy widzi, że brak jest lekarstw, maseczek, sprzętu medycznego i wszelakich części do jakiejkolwiek produkcji. Wszystko zamiera bez wojny.
Wydawajcie dalej te pieniądze na armie i zbrojenie przeciwko nikomu. Czyż człowiek nie jest kretynem?
Za to wszystko biję brawo Świrusowi ! Jest wielki. Uwydatnił nad wyraz naszą ludzką głupotę.              





Komentarze

  1. Ogromnie się cieszę , że piszecie. Oczywiście , jak zawsze proszę o więcej. My w Warszawie domowo, z własnej woli zamknięci, szkoła szaleje z pracami (i dobrze) , mąż pracuje (zdalnie) jak szalony, czyli jak zawsze , ja karmię. .. Zdrowia Wam życzę Kochani, atmosfera robi się coraz cięższa, ale bądźmy dobrej myśli. Piszcie częściej. Pozdrawiam najcieplej , Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  2. I sztuki teatralne piszesz :-) Co ta kwarantanna robi z ludźmi :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś Was zgubiłem... Ale właśnie znalazłem!!! Piszcie!!! Dzięki Wam powracam na Teneryfę myślami!!! Zawsze mam plan, się do was odezwać, jak planuję tam pobyt, ale chyba znów następnym razem :D Pozdrowienia z Londynu!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz