MAJ 2019
Zostałem antysemitą! - krzyknąłem do moich
żydowskich przyjaciół wchodząc przez półotwarte drzwi ich paryskiego loftu. Zanim padliśmy sobie w ramiona zdębiałem
słysząc: my też!
Tak naprawdę powinienem skończyć na tym opowieść o
powitaniu, ludzie mający te same walory, poziom, wiedzę i życiowe doświadczenia
rozumieją się bez słów. Oni wiedzieli o czym ja mówię, a ja absolutnie
zrozumiałem ich "my też".
Mam serdecznie dość Shoah! To było ponad 75 lat
temu, czyli trzy statystyczne pokolenia. Czemu nas Żydzi tym ciągle maltretują?
Wszyscy wiemy, że było to straszne, taka świadoma eksterminacja, ale czy oni
mają na nią wyłączność?
Takie eksterminacje (i to często większe liczbowo!)
możemy przytaczać bez końca, ludobójstwo to ludzka specjalność: aborygenów w
Australii, Ormian, Ukraińców przez Stalina, Irlandczyków w XVII wieku, niechrześcijan
w czasie krucjat, wiele narodów Afryki w czasie kolonizacji, ostatnio w
Ruandzie i w Europie w Srebrenicy, o Kurdach i czerwonych Khmerach nie wspomnę.
Setki milionów eksterminowanych wszędzie na świecie, których jednak następne
pokolenia po tych mordowanych nie miały i nie mają takich możliwości
przypominania o tym, nie mają takiego wielkiego światowego lobby, lobby finansowego
przez co i politycznego, lobby obciążającego nieustannie ludzkość za te
zbrodnie, lobby powołujące się nieustannie, i do zerzygania, na Shoah aby ugrać
swoje. Smutne bardzo - więc Shoah mówię dość i nie chcę więcej o tym słyszeć!
Lobby, o którym mowa, załatwiło też amerykańskie
wizy dla Polaków. Będą obowiązywały do czasu kiedy w New York Times nie pojawi
się artykuł popierający bezwizowy wjazd do USA Polaków. A ten nie pojawi się
nigdy. Cóż, dwa narody żyjące kiedyś w relatywnej zgodzie i dające sobie
wzajemnie wiele, dziś nie są w stanie się porozumieć. Polacy napędzani są
strachem przed oddaniem Żydom ich praw do przedwojennej własności, Żydzi
napędzani są nienawiścią mówiącą o udziale Polaków w eksterminacji ich przodków,
to z kolei obraża Polaków i tak w kółko. Niemcy mordowali się z Francuzami od
zarania dziejów, dziś żyją w wielkiej przyjaźni i poczuciu europejskiej
wspólnoty tylko dlatego, że znalazła się polityczna dobra wola, która z wolna
zamieniała się na dobrą wolę narodów. Tej dobrej woli politycznej nie
uświadczysz w relacjach polsko-żydowskich, nie tworzy więc fundamentów dla woli narodów.
Jak to jest możliwe aby w cywilizowanym państwie
(no może przesadzam z tym cywilizowanym, bo myślę o Polsce) instytucja
religijna posiadała aż taką władzę i takie wpływy, a jednocześnie była tak
brudna?
Wszystko to przez matematykę, a dokładniej przez
rachunek prawdopodobieństwa.
Otóż jeśli w jakimś kraju, a jeszcze do niedawna tak
było prawie w każdym, społeczeństwo odrzuca różnorakie inności od normy, na
przykład homoseksualizm, zagubieni w inności ludzie nie bardzo wiedzą co ze
sobą począć. Są też inne inności, ale te prócz społecznego odrzucania są też
prawnie karane, na przykład pedofilia. Wszyscy ci odrzuceni ukrywają się więc i
szukają jakichś rozwiązań.
Jednym z nich jest ucieczka pod skrzydła na
przykład kościoła i do seminariów gdzie są sami młodzi ludzie. No i tam właśnie
trafiamy na tę matematykę.
Nie napiszę "normalny młody człowiek" bo
ktoś zaraz zarzuci mi, że homoseksualistów nazywam nienormalnymi (choć pedofilów
jak najbardziej tak nazwę), czyli: młody człowiek od pewnego wieku będąc
jeszcze małym dzieckiem ma budzący się w nim pociąg do seksu, w swoich próbach
może dotknąć partnera tej samej płci z ciekawości lub strachu przed nieosiągalną
jeszcze płcią odmienną. Jest to normalne i tak się zwykle dzieje. Później
większość z nich zasmakuje w naturalnym pociągu rozrodczym, a niewielka część
pozostanie przy pociągu homoseksualnym.
Jeśli jednak młody człowiek rezygnuje z tego
naturalnego kierunku, czy to z powodu wychowania, wmuszonej mu od dziecka
wiary, czy ucieczki przed brakiem akceptacji swojej inności lub, na koniec, rozchwierutania
psychicznego, to musi uciec od tego "normatywnego"
społeczeństwa. Ucieka w miejsca, które zapewnią mu swego rodzaju przyzwolenie i
bezpieczeństwo. W związku z tym jest oczywiste i ta cholerna matematyka łatwo
to sprawdzi, że procent zdrowych psychicznie i akceptowalnych społecznie
młodych ludzi udających się do seminariów jest niewielki, podobnie jak tych
nasyconych gorliwą wiarą w duszy. On oczywiście jakiś jest, ale zapewne
nieproporcjonalny w stosunku do różnych odmieńców i dewiantów, których kościół chętnie przygarnia z braku
możliwości osobowych, a tym bardziej potrzeby utrzymania fundamentów swojego
bytu, mając dodatkowo na tych przygarniętych od zarania bicz lub, tak lubianego
w Polsce słowa - haka.
Jest niepojętym, że Polska jest jedynym (prócz
Watykanu) znanym mi krajem gdzie kościół funkcjonuje jako przedsiębiorstwo w
sposób otwarty, ze swoimi taryfami
za usługi, dyrektorami posiadającymi służbowe samochody, luksusowe wille,
przedsiębiorstwo posiadające swoje filie lobbingowe w mediach, w nauce i
kulturze. Przedsiębiorstwo to na dodatek uzyskało wszelkiego rodzaju zwolnienia
od podatku, a i też pomoce finansowe jako, że jest organizmem pożytku
publicznego. Świadczy to jedynie o narodzie, na którym taki pasożyt żyje,
narodzie który na to sobie pozwala.
W zasadzie w Polsce kościół mógłby (napisałem
bógłby) przejąć władzę, jest lepiej zorganizowany niż Państwo, w którym
funkcjonuje, a dzięki sprytowi swoich zarządzających, podobnie jak funkcjonariusze
państwowi i jego funkcjonariusze dzięki konkordatowi posiadają swego rodzaju
immunitet. Przecież gdyby oddać kościołowi władzę nie byłoby całej zadymy z
jakąś opozycją, wyborami itd.
Aż się sam sobie dziwię, że ten pomysł, który miał
być żartem, wcale go za taki nie uważam. A czemu by nie spróbować? Choć raz już
spróbowano, nazwano ten sposób zarządzania społeczeństwami komunizmem i
faszyzmem.
Dzięki swojemu wiekowi patrzę dziś z większym dystansem
na otaczający mnie świat. I z trwogą. I nie boli mnie ocieplenie klimatyczne i
stan naszej planety. Przerażony patrzę jak nasza demokracja się wypala, w
zasadzie już się wypaliła, jak system państwowości stał się maszyną mielącą
siebie samą i narody ją otaczające.
Cały świat jest dziś skorumpowany. Skorumpowany
finansowo, politycznie, etycznie i moralnie. Patrzę przerażony na to, że nie ma
perspektyw, nowych pomysłów, nowych propozycji. Kiedyś po feudalizmie następował
kapitalizm, potem nadzieja demokracji i socjalizm, za nią komunizm. Choć człowiekowi nic się nie udało to jednak były
jakieś pomysły. Dziś ich nie ma i ten brak nadziei jest przerażający patrząc na
schyłek tego co jest.
A może skopiować kościół? Stworzyć przedsiębiorstwa
do zarządzania państwami, prywatne na modłę przedsiębiorstw zarządzających
nieruchomościami? I to one w wyborach przejmowałyby władzę i zarządzały
bezuczuciowo ani prawicowo ani lewicowo? Taki Google State Management.
Hm, coś jednak mam wrażenie, że to się właśnie dzieje
teraz. Mamy do wyboru tylko przedsiębiorstwa z ich dyrektorami i strukturami,
przedsiębiorstwa obiecujące nam lepsze zarządzanie i lepsze jutro (no trudno
aby nam obiecywały gorsze), ale potem jest zawsze tak samo. Paradoksalnie Polska wróciła do komuny,
rządzi pierwszy sekretarz partii, a nie rząd. Zabawne, po latach walk i
protestów przeciw takiemu stanowi. Kupa śmiechu ta Polska.
Brak tej nadziei powoduje, że jestem bardzo
zgorzkniałym typem. Nie wierzę już w człowieka.
Zgorzkniałym, ale szczęśliwym. Uciekam sobie w
naturę, na ławeczkę, patrzę na ocean codziennie ciekawszy i piękniejszy, i z
miłością na moje piękne życiowe bonusy. Czegóż mi więcej trzeba?
MOJE BONUSY
ZORIANA 1
ZORIANA 2
ZORIANA 3
ZORIANA 4
ZORIANA 5
Przyleciał do nas na weekend mój kuzyn Artur ze
swoją nową (a już byłą) dziewczyną, Zorianą. Dawno kogoś takiego nie spotkałem.
Kobieta orkiestra - gra na fortepianie, pięknie śpiewa, zdjęcia robi cudne co
widać powyżej, no i wykształcona, o urodzie nie wspomnę. Niebywała Ukrainka, która
będąc adwokatką biznesową znudzona ciągłym przygotowaniem i analizą kontraktów,
zrezygnowała z pracy (i męża), pojechała do Polski gdzie żyje z robienia zdjęć
wszelakich i śpiewa. Odwaga i siła, mimo dwójki małych dzieci! Podziwiam ludzi,
którzy mają odwagę i chcą wykorzystać swój talent, nudzi mnie miernota.
W styczniu Moana miała swoją pierwszą poważną
życiową lekcję ludzkiego gnoju.
Odbyły się regaty, w których uczestniczył klub, w
którym Moana ma zajęcia, szkoła Moany oraz Królewski Yacht Club. Pierwszą rundę
wygrał KYC, drugą dzięki Moanie jej szkoła, a w ostatniej decydującej Moana
wyprowadziła ich zespół na duże prowadzenie i tuż pod koniec... wiatr ucichł.
Snuli się powoli kiedy to uczestnicy KYC zaczęli pompować, co nie jest
dozwolone i przepłynęli linię mety pierwsi. Wszyscy oczekiwali dyskwalifikacji,
co było oczywiste, widzieliśmy wszystko z motorówki obok. Jurorzy zadecydowali
jednak inaczej tłumacząc, że przecież to dzieci i nie można im odebrać
zwycięstwa bo to przecież zabawa. Ciekawe jak wytłumaczyć takie durne gadanie
pozostałym dzieciom? Z góry ukartowane zwycięstwo królewskich, wiadomo -
należeć do tego Klubu to największe szpanerstwo na wyspie i nie można było dopuścić
aby wygrała amatorska załoga szkoły francuskiej. Moana nie chciała przyjąć srebrnego
medalu, wszystkie dzieci miały łzy niesprawiedliwości w oczach. Cóż, to było pierwsze, ale nie ostatnie
taplanie się w oceanie ludzkiego gówna, w którym dorośli żyją na co dzień.
Jedynym uśmiechem tego dnia był patent pierwszego
żeglarskiego stopnia jaki Moana odebrała.
REGATY SRATY
Na początku marca, jak co roku, na tydzień
przyjechała Aga pochodzić trochę po górach. Słońce sprzyjało, pokazaliśmy jej
nasze nowe odkrycia, a korzystając z dwóch samochodów przeszliśmy trasę z
Vilaflor de Chasna (najwyżej położone miasto Hiszpanii - średnio 1.414 m z domami do 2.484 m ) aż do Paradoru pod
Teide. Trasa wiodła przez Księżycowy Pejzaż, miejsce bardzo chwalone przez
przewodniki, które okazało się jednak najmniej interesujące z całej przepięknej
i długiej wycieczki.
TENERYFA TO RAJ DLA PIECHURÓW
NA SZCZĘŚCIE PRAWIE NIKT O TYM NIE WIE
Z nowości -
jak co roku byliśmy na nartach w Sierra Nevada. I jak co roku było
pysznie i świeży śnieg. Polecieliśmy bez Dudy do Malagi skąd wynajętym
samochodem pojechaliśmy w góry. Okazuje się to blisko, po ośmiu dniach o 9h15
opuściliśmy nasz górski apartament aby o 15h00 być już w domu na Teneryfie.
Moana prześcignęła narciarsko Beatę, ale tylko w prędkości jazdy.
W SIERRA NEVADA ŚNIEGU POD DOSTATKIEM
Na święta polecieliśmy do Polski w ramach dwóch i
pół tygodnia ferii Moany. Do nas do domu.
Jakoś dziwnie dom, który dał mi tyle szczęścia,
stał mi się od pewnego czasu obojętny, jakby wypełnił już rolę w moim życiu.
Tym razem jednak coś zaiskrzyło, znów się w nim
poczułem dobrze, u siebie i w pełni szczęścia. Jest to kategorycznie miejsce
niespotykane. W przeciwieństwie do Polski gdzie czuję się źle. Boję się tam
jeździć samochodem, na każdym kroku widzi się brak poszanowania drugiego,
przepisów, szaleństwo prędkości. Dominuje Audi i BMW.
Najpierw były święta z rodziną, potem przemarsz
wojsk w postaci przyjaciół i znajomych. U Ani i Marka załapaliśmy się nawet na pierwszomajowe
święto z durnymi przemówieniami Gomółki w tle. Była to majówka z piękną pogodą,
targiem, na którym Moana handlowała starociami, oraz typową wyżerką. Wróciły na
chwilę stare czasy, niektórzy mówią, że dobre.
Przy próbach łowienia ryb wyszło, że te ostatnie
szanują tylko starego właściciela i to ja wyciągnąłem szczupaczka.
WIOSNA
SZYBKIE RODZINNE ŚWIĘTA
SPOTKANIA
NIECH SIĘ ŚWIĘCI SOJUSZ CHŁOPÓW I ROBOTNIKÓW,
GÓRNIKÓW I HUTNIKÓW, KOLEJARZY I BUDOWLAŃCÓW, PISOWCÓW I PEOWCÓW (PECHOWCÓW?) itd
Z wolna poznajemy nasz teneryfski ogród i jego
nasłonecznienie, wiemy w którym miejscu co można sadzić i siać, a co nie. Od
ośmiu miesięcy jemy nasze dwa gatunki sałat, bez oprysków rosnące w oczach. Nie
wspominam o rukoli, pietruszce, bazylii, cebuli, kalarepie, truskawkach, które
zawsze są pod ręką. To takie małe radości. I smaczne. Posadziliśmy też kilka
drzew: awokado, mandarynki, cytryny, starfruit (gwiezdny owoc?), passion fruit
(marakuja?), dwie figi, czereśnię, nektarynki, mango i na koniec dwa bananowce.
Znów będzie ważne hasło: na drzewo banany prostować!
Nasze złamane nispero odżyło i pięknie odrasta
kierowane przez mnie. Za to cytryna choruje na afrykańską zarazę i trzeba ją
pryskać i przycinać. Nie rodzi więc, oby tylko na razie. Jak już się ma ogród
to trzeba to wykorzystać. Jednak nieustająco naszym największym zbiorem są kupy
Dudy.
A propos, Duda znów przegrała na wystawie w grupie
z Beaglem. Była za to najpiękniejszym Ridgebackiem. Bo jedynym! He. Wszystkie
medale jej.
ZABAWA
Dostaliśmy od sąsiadów kwiatek w doniczce. Znaczy
zielicho jakieś i karteczkę-artykuł o motylach, że podobno tego zielicha się trzymają.
Moana po kilku tygodniach wypatrzyła na krzaczku gąsienice, a nie było to
trudne ponieważ prawie wszystkie liście zostały pożarte przez te właśnie.
Zabrała trzy do szklanej wazy, dodała liście sałaty i przykryła wszystko
przeźroczystą folią podziurawioną widelcem. No i obserwowaliśmy co się stanie.
Gąsienice liście zjadły po czym zamieniły się w wiszące kokony, najpierw
seledynowe, potem dodatkowo w złote paski, później coraz ciemniejsze. Nastawiliśmy kamerę z laps klatką i
nagraliśmy nocne przepoczwarzanie się jednej. Pozostałe jednak obserwowaliśmy
na żywo, ku radości Moany, która wróciła ze szkoły. Niesamowite było patrzeć jak
z niewielkiej jajkowatej kulki wydostaje się stwór poskładany jak najlepsze
origami, a po rozłożeniu staje się wielkim kolorowym motylem zdolnym
natychmiast do życia, a po szybkim wyschnięciu do latania.
STADIUM Z GĄSIENICY DO KOKONA

MOTYLE JAK TA LALA
Zbliżają się wakacje. Znów cyrkowe kolonie i
woltyżerka Moany we Francji i nasze wycieczki tym razem po Alpach, a potem, już
razem, spędzimy ponad miesiąc w Maroku. Maroko to powrót po latach dla mnie, nowe
dla moich dam. Wrócimy, to opowiemy.
A na wesoły koniec już dawno nie pisane "Moana
powiedziała":
- Moana jedz!
- przeraża
mnie taki różnorodny talerz
- wiesz, w
Afryce są dzieci, które nie mają co do gęby włożyć, jedzą w kółko sorgo
- a co jedzą
na deser?
Komentarze
Prześlij komentarz