SIERPIEŃ 2008 - PARYŻ, GWADELUPA





SIERPIEŃ 2008

Tak czy siak lecieliśmy Corsair na Gwadelupę via Paryż więc przy okazji kilka spraw w Paryżu załatwiliśmy, a i miłe było przejść się po mieście, w którym każde z nas mieszkało wiele lat. Beata z Witkiem udostępnili nam swoje mieszkanie, wielkie dzięki za to.
Na lotnisku spotkaliśmy się z Agą i Irkiem, którzy nas odebrali w drodze z Portugalii do Polski. Zabawne, prawda?
Ja załatwiałem sprawy, a towarzystwo snuło się za mną po w miarę pustym Paryżu. Tak zdecydowanie sierpień jest jeszcze miesiącem, w którym Paryż zwalnia obroty, choć już nie tak jak dawniej. Zaczęliśmy od Montmartre gdzie znajdował się mój bank i gdzie jest wiele miejsc bliskich memu sercu.
ŚWIĘTA TRÓJCA PRZED ŚWIĘTYM SERCEM
Jak przystało na turystów posiedzieliśmy na schodach przed Sacre Coeur i słuchając muzyki napawaliśmy się widokiem miasta, jakże różnym od Nowego Jorku. Jest to miejsce znane co poniektórym paryżanom, przychodzą oni tu pooglądać majtki siedzących turystek, a czasami nawet sobie te majtki filmują. Takie pozalekcyjne zajęcia.
FILMOWO
Z Montmarte zeszliśmy filmowymi schodami, po czym pojechaliśmy metrem do Ogrodów Tuillerie skąd też mam miłe wspomnienia (a tak w ogóle to zewsząd mam miłe wspomnienia), a gdzie zainstalowano wielkie koło i chcąc nie chcąc (zwłaszcza Irek nie chcąc) znów znaleźliśmy się nad dachami Paryża oglądając miasto, a głównie piramidę i Luwr z góry.
DLA ODMIANY PIRAMIDA Z DOŁU
Kierując się powoli w stronę Hal (których już nie ma bo zburzono je 30 lat temu, ale nazwa została, co więcej jest to największa stacja metra) zahaczyliśmy o Palais Royal, na dziedzińcu którego architekt w szale postawił kolumny.
DO PIONU
Paryż jest miejscem oryginalnym jeśli chodzi o odwagę projektantów i władz pozwalającym na ekstrawaganckie pomysły. Oczywiście symbolem tego jest Centrum Pompidou, ale spacerując po mieście co rusz trafia się na jakieś dziwadło. Tu budynek obłożony profilami z nierdzewki. Względnie urodziwie to wygląda, ale na pewno oryginalnie, i o to chodzi bródka w naszym świecie! 
NIE, TO NIE RUSZTOWA
W Halach przysiedliśmy na słońcu i na piwie. Przed nami Fnac, taki francuski mega Empik, nogi schodzimy.
AGNIESZKA
Popijając Leffe’a bawiliśmy się nowym zakupem Irka, cudem techniki, lustrzanką Sony. Ja tam już wszystko miałem więc teraz jestem za małymi aparatami co to w kieszeni się mieszczą i nie trzeba targać ze sobą kilogramów, zwłaszcza ważących tony obiektywów. Technika idzie do przodu i nie rozumiem dlaczego robimy aparaty na starą modłę typu lustrzanki kiedy można zawrzeć wszystko w małym pudełku. Cóż, winyle też wracają.
DLA MĘŻCZYZNY NAJWAŻNIEJSZE JEST TŁO
Będąc w Hiszpanii w małej Cartagenie zachwyciliśmy się miejskimi rowerami, które bierze się gdzie chce ze specjalnych stojaków i oddaje wpinając je w takie stojaki położone w różnych miejscach miasta i to za darmo.
Idziemy sobie przez Paryż, a tu proszę wszędzie stojaki z rowerami zajmującymi samochodowe miejsca parkingowe. I to naprawdę wszędzie. Taka polityka likwidująca ruch samochodowy. Kiedyś lata temu, jeszcze za czasów Chiraca jako mera, rządzący miastem wpadli na świetny pomysł budowy miejskich parkingów wszędzie pod Paryżem. Parkingi zbudowano i zaczęło się piekło. Ci, co wcześniej jeździli metrem do pracy bo nie mieli gdzie porzucić samochodu zaczęli przyjeżdżać autami mając do dyspozycji nowe parkingi. O godzinie 18, o której kończy się pracę, wszystkie te samochody wyjeżdżały z podziemnych nor i blokowały miasto.
Widzę, że teraz władze zmieniły politykę i nie dość, że zlikwidowały część pasów na jezdniach, w miejsce których powstały ścieżki rowerowe to jeszcze zlikwidowały miejsca parkingowe, a pojawiły się za to wypożyczalnie rowerów.
Pomysł świetny i ekologiczny. Oczywiście rowery nie są za darmo. Najpierw trzeba załatwić sobie kartę abonencką powiązaną z kartą kredytową jako gwarancją przed kradzieżą, potem biorąc rower płacimy progresywnie, im krócej tym taniej. Pierwsze pół godziny jest za darmo, potem płacimy coraz drożej. Na zasadzie aby rowery miejskie nie służyły przejażdżkom rekreacyjnym, a przemieszczaniu się z punktu A do B rowerem, a nie samochodem, na co pozwala niezliczona ilość wypożyczalni.
EKOLOGIA GÓRĄ
Wieczorem umówiliśmy się z Małgosią w celu konsumpcji wspólnej kolacji, a głownie carpaccio a volonte w Bistro Romain. Co to carpaccio wołowe wszyscy wiedzą, jednak tam serwowane z frytkami można je jeść do woli i upadu. Wszyscy już dawno skończyli swoje dania, a ja jadłem i jadłem popijając winem, a kelnerka donosiła z uśmiechem kolejne talerze. Zjadłem osiem porcji.        
I KTO MA BRZUCH PEŁNY CARPACCIO?
Kocham Paryż. Jako turysta. Nie wyobrażam sobie powrotu tam do normalnego życia, kotła ludzkiego zgiełku, wszechobecnego pośpiechu. Brr.
Dziś w południe Małgosia, Aga i Irek odwieźli nas na lotnisko. Szkoda, że tak szybko minął ten wspólny czas, tak dobrze nam razem. Cóż, trzeba powiedzieć do zobaczenia po prostu. Buźka!
Piątek 29 sierpnia
Czy mili czytelnicy siedzieli kiedyś na bombie i czekali aż wybuchnie? Albo w namiocie w Afryce w oczekiwaniu na wielkiego zwierza, który się zbliża w celu pożarcia ich ze smakiem?
Tak mniej więcej czujemy się na naszej Bubu w porcie w Saint Francois na Gwadelupie. Zdajemy sobie sprawę, że w razie kataklizmu idącego bezpośrednio na nas, stracimy Bubu. I to nie ze względu na silny wiatr, ale ze względu na pchaną nim oceaniczną wodę, która może podnieść się w porcie o 2, 3 lub 4 metry co spowoduje, że wszystkie łódki wraz z pływającymi pomostami znajdą się między domami daleko na lądzie. Pozostaje nam więc nadzieja, że pięćdziesięciokilometrowy niebezpieczny pas wokół oka cyklonu ominie nas oraz codzienna obserwacja wyłaniających się z morza bestii co też czynimy popijając codzienną poranną kawę.
Dla przypomnienia: czas cyklonów przypada na okres kiedy to ocean jest najcieplejszy, ponad 28 stopni i to w warstwie 50 metrów głębokiej (powierzchniowo jest jeszcze cieplejszy) czyli w naszym regionie od czerwca do listopada, z kulminacją na przełomie sierpnia i września. Masa zgromadzonej w wodzie energii powoduje, że prawie każdy idący z pasatem niż (od Afryki ze wschodu na zachód) zamienia się piekło. Dzieje się to dość powoli, na początku w niżu spiralny wiatr kręcący w przeciwną stronę do wskazówek zegara zaczyna się napędzać unoszącym się w  górę rozgrzanym od wody gorącym powietrzem, a ponieważ wody jest dużo to i energii niemało, więc proces trwa i trwa nabierając na sile. Powstaje wysoka kręcąca tuba, a w niej oko o wielkości od kilku do kilkunastu kilometrów (czasami więcej). Sam niż przesuwa się wolno od 5 do 15 km na godzinę, dzięki czemu dość wcześnie wiadomo, że bestia się zbliża i jest trochę czasu na podjęcie działań ochronnych. Ten wolny przesuw jest też warunkiem powstania cyklonu jako, że jest duża różnica prędkości wiatrów cyklonu i jego przesuwu.
Od tygodnia obserwujemy dwa fenomeny. Pierwszy przeszedł na południe od nas, jako głęboki niż z kupą deszczu i burz kiedy był już w okolicach Grenady wyglądał nie najlepiej. Zaczął wtedy nabierać form huraganu i zmienił kierunek na północno-zachodni. Dostał wtedy nazwę na Gustave i zaraz potem jako już cyklon klasy 3 dopadł Jamajkę co widać na foto.
Od przedwczoraj zerkamy z niepokojem na inny niż usytuowany na północny-wschód od nas. Jeszcze nie zorganizowany, ale zapowiada się nieźle z nadanym już imieniem Hanna. Przejdzie pewnie północą więc alert jest tylko na Saint Martin.
GUSTAVE I HANNA  (MY NA PRAWYM CYPLU MOTYLKA)
Pamiętacie modną historię motyla (tak nazywana jest też Gwadelupa ze względu na jej kształt), który jeśli zatrzepie skrzydełkami przy Borneo to wywoła cyklon na Florydzie. Pewnie przesada, ale my obserwujemy wybrzeże Afryki odległe od nas o 4 tysiące kilometrów. Jeśli tam pojawia się miejscowy niż to biada nam, a dziś nie wygląda to najlepiej.
OGNISTE KULE JEDNA ZA DRUGĄ
Widać na zdjęciu świetnie Gustava i Hannę, a na wschód, w połowie Atlantyku (40st west) idzie już nowy niż jeszcze spokojny. Przy Afryce, koło Gwinei Bissau bagienna atmosfera, rozległy niż, który…, dobra nie kraczę.
Właśnie przyjechali po samochód Valerie i Alain, już dziś nasi kumple. Alain ma katamaran i wozi turystów, a Valerie prowadzi wynajem samochodów. Jedna i druga działalność jest lightowa, bez szarpania. Pracują dla przyjemności choć 800 euro + koszt ropy za katamaran za weekend na Petite Terre to niczego sobie wynagrodzenie.
Wczoraj po południu pojechaliśmy na wycieczkę na Pointe des Chateaux i na plażę. Woda w morzu jest cudna ponad 30 stopni, można z niej nie wychodzić. Zwłaszcza nie chciała Beatka ze względu na lekkość bytu w wodzie.
Pogoda jest piękna, choć nieznośny upał momentami daje się we znaki głównie ze względu na wilgotność. Temperatura jest stała miedzy 30 a 35 stopni, ale wilgotność sięga 80%. Jednak po zainstalowaniu klimatyzatora życie, a zwłaszcza noce nabrały innego wymiaru. Mimo iż temperatura w kabinie nie spada zbytnio to zasadniczo spada wilgotność co daje pełny komfort.
KOMFORTOWE OKO
Pora jest nie tylko cykloniczna, ale i deszczowa. Deszcz pada codziennie, choć jak zauważyliśmy chmury konstytuują się głównie wieczorem, kiedy to rozgrzany po całym dniu ląd paruje najwięcej.  Wypiętrzają się wtedy wielkie cumulusy, czasami błyskają pioruny, ale zazwyczaj dzieje się to bardziej na zachód od nas, nad centrum wyspy. Jakimś trafem my, położeni na wschodnim cyplu, mamy najładniejszą pogodę, a pada zwykle w nocy jak śpimy. Brawo!



Komentarze